Człowiek uczy się przez całe życie.
Niedawno mieliśmy amerykańskiego gościa. Szliśmy akurat alejką w parku w Oliwie i ktoś z nas kichnął. Od razu padło „na zdrowie” i „bless you”.
Pisałam, że uczę się angielskiego, więc zaintrygowało mnie to, że przecież po angielsku „zdrowie” brzmi zupełnie inaczej. Spytałam więc, co „bless you” znaczy dosłownie.
Domyślam się, że to nie odkrycie Ameryki, że każdy to już chyba wie, ale u mnie czasami zapłon działa z lekkim opóźnieniem, więc wybaczcie mi moje naiwne pytania.
„Bless” znaczy błogosławić. Dlaczego po angielsku się błogosławi? Oczywiście nie omieszkałam zapytać u źródła. Nasz amerykański gość odpowiedział, że kiedy był mały, to powtarzano mu, iż kiedy człowiek kicha, to otwiera się „przejście” do duszy, więc może się ona dostać w szpony zła, dlatego mówi się właśnie w ten sposób, by chronić naszą duszę przed złymi mocami.
Spodobało mi się! Toż to ciekawsze niż zwykłe życzenie komuś zdrowia. Oczywiście wyobraźnia zadziałała i już widziałam, jak przez moją paszczę podczas kichania próbuje się do mnie wepchnąć jakaś czartowska moc. Na waleta! Tak naprawdę nie wiadomo, czy już mnie nie dopadła, ale łudzę się, że jeszcze nie.
Temat kichania w każdym razie mnie zaintrygował. Okazało się, że w średniowieczu faktycznie wierzono, że otwarcie paszczy podczas kichania może ułatwić zdobycie naszej duszy. Magia normalnie.
I tak przy okazji doczytałam, jak kichają ludzie. Najbardziej mnie zainteresowały zwyczaje introwertyków, bo za takiego uważa się mój mąż. Wspomnę tylko, że kicha tak, że Nutuś startuje, przebierając nogami w miejscu i zmyka, gdzie pieprz rośnie.
– Introwertycy kichają po cichutku, niezauważalnie – tłumaczę, a on oczywiście się cieszy.
Potem mu próbuję jeszcze wyjaśnić, że to niekulturalne, bo prawie to tak, jakby bąka puścił i jeszcze miał z tego wielką radość. To jednak tylko go jeszcze bardziej rozśmiesza. DLACZEGO?!
Zgodnie z zasadami savoir-vivre’u, gdy ktoś kichnie w towarzystwie, powinien powiedzieć „przepraszam”, a reszta absolutnie nie powinna zwracać na to uwagi. Żadnego więc na zdrowie i żadnego „bless you”.
Nigdy nie potrafilam kichac cichutko i nadal kicham jak z armaty.Kiedy probuje to wyciszyc, po prostu sie dlawie.A kicham czesto bo mam katar sienny .
“Szlismy alejka w parku w Oliwie..”
Aniu, ja sie w Oliwie urodzilam i wychowalam, tymi alejkami chodzilam od malenkiego. Pamietam jeszcze jak po parku chodzily pawie , a po stawie plywaly labedzie .I zawsze, przy kazdym pobycie w kraju , jestem w parku .Pol roku temu tez tam bylam.W Oliwie mieszka takze moj brat.
Oliwa jest piękna. Jestem tam kilka razy w roku, a już w okresie przedświątecznym obowiązkowo. 🙂
Moje kichanie to równoczesny prysznic dla osoby stojącej zbyt blisko 😉
Myślę, że wtedy to nie mi, a tej drugiej osobie należy się bless you 😉
P.S. Jest awizo, dziś odbieram książkę!!!!
Ha, ha 🙂 Taki prysznic może być niespodzianką. 😉
Cieszę się, że książka dotarła.
Ten savoir-vivre to jakiś taki nieżyciowy jest. Niech sobie ludzie kichają, byle paszczę zasłaniali gdy nie są na osobności!
Savoir-vivre faktycznie często odbiega od tego, co ludzie praktykują. 🙂
Bless you wzielo sie w Anglii z czegos innego, a mianowicie w okresie wielkiej plagi mnostwo ludzi chorowalo I umieralo. Zaczynalo sie zazwyczaj od kichania, wiec gdy ktos kichnal ludzie wokol od razu mowili bless you, no wiedzieli, ze zazwyczaj ta choroba konczyla sie smiercia
Czytałam o tym. To też bardzo ciekawa historia. Lubię takie smaczki. 🙂 🙂
Savoir vivre współczesny – zasłaniamy sie chociaz reką jak nie ma czasu sięgnąć po chusteczkę!!!
Głośność kichania niestety nie zależy od nas…
Zdrowia w tym grypowym czasie życze.
Każdy kicha inaczej. Mój mąż wali z armaty. Hi, hi 🙂
Zdrówka. 🙂
Ja też! A jak chciałam cicho to wyszło dwa razy głośniej? doczytałam gdzies że trzeba palcem przydusic pod nosem to chęć na kichanie przejdzie – też nie działa!
Mam koleżanke z dziecinstwa, która kicha cicho i subtelnie – usiłowałam ją podpatrzeć i nauczyc sie tez tak subtelnie nie ma szans!
Ha, ha 🙂 Faktycznie niektórzy potrafią kichać bardzo elegancko. 🙂
w kilku filmach spotkałam się z tym “błogosławieniem” kichania. mój angielski w prawdzie nie istnieje, ale, jednak kilka słów łapię i też mnie to dziwiło. Tak więc już wcześniej słyszałam tę historię, a co do zasad tego vivru 😉 … ta bąka też się przecież wg niego pomija milczeniem i brakiem reakcji… z tą różnicą że sprawca przepraszać nie musi, bo najczęściej jest to cichacz 😉 … a przy głośnym “niecichaczu” to zazwyczaj sprawca jest tak czerwony, że przepraszać nie musi bo i tak karcące spojrzenia innych ćwiartują go na kawałki 🙂
Ewentualnie sprawca może powiedzieć głośno do sąsiada: “Jak się wstydzisz przeprosić, to zrzuć winę na mnie”. 🙂 🙂
Ooo, nie słyszałam wcześniej o tym, to znaczy, wiedziałam, że mówi się “bless you”, ale co za tym stoi, tego nie wiedziałam! Faktycznie, człowiek uczy się całe życie 🙂
Mnie też to zadziwiło, więc poczytałam. Niby to tylko kichanie, a ile ciekawych rzeczy można znaleźć. 🙂
Temat świetny, no bo kto nie kicha. Osobiście kicham bardzo często, bo byle co podrażnia mój nos, i robię to bardzo głośno, z otwartymi ustami, i z duszą. Jeżeli czasem, w towarzystwie, trzeba się trochę ograniczyć, to zamykam usta i wtedy siła wybuchu niemalże rozrywa mi gardło – to chyba nie może być zdrowe.
Też sądzę, że to tłumienie nie może być zdrowe. A usta trzeba zamykać, bo dusza może wypaść. 😉 🙂
Też znam kilku takich kichających introwertyków 😉 Ja za to kicham zawsze minimum dwa razy – nie wiem dlaczego ale nie potrafię kichnąć raz, tylko tak od razu podwójnie 😉
Mój mąż też zawsze dwa, więc poczytałam o tym. Podobno to nawyk. 🙂
Mój mąż jak zacznie kichać to seria jak z armaty, ostatnio naliczyłam siedem razy. Nie daj Bóg jak jest przeziębiony i ktoś stoi blisko, raz nawet zaliczyliśmy przymusowe malowanie ściany, bo nie szło domyć.
Ha, ha 🙂 To nieźle! Mógłby startować w jakichś zawodach. 😉