Kiedy piszę dzisiejszy post, jeszcze nie wiem, czy Jajo zostało wpuszczone do Stanów. Około czwartej naszego czasu samolot wylądował w San Francisco. Teraz czekam na wieści. I wiadomo, jak to moje czekanie wygląda. Obgryzione pazury. Nie wiem, czym będę skrobać.
Ale przyznam, że poniedziałek, kiedy Jajo szykowało się do startu z gniazda, wyglądał nerwowo. Co chwilę ktoś wybuchał o jakąś głupotę. Dom przypominał pole minowe z histerycznym płaczem Babci w tle. A jajo wyglądało jak niezdetonowany pocisk odbijający się od ścian. Oczy miało niczym pięciozłotówki albo i jeszcze większe. Ciągle czegoś szukało. To zresztą taki urok Jaja, że zawsze coś musi zgubić, zapodziać albo zapomnieć. Tego dnia z powodu totalnego zakręcenia zapomniało nawet o ukochanych lekcjach japońskiego.
A czego bało się Jajo?
Najbardziej tego, że nie zostanie wpuszczone do samolotu. Potem, że nie zostanie wpuszczone do Stanów. I kiedy wreszcie udało się jakoś uspokoić atmosferę i wytłumaczyć Jaju, że są rzeczy, na które nie ma się wpływu, dostało mejla:
– Jezu – szepnęło, a ja zamarłam ze strachu, bo nie wiedziałam, co się stało. Mina Jaja, jakby wymarło nagle pół rodziny. – Napisali do mnie!
– Kto? – pytam z przerażeniem. I już widzę UFO, które nawiązało łączność z Jajem.
– Lufthansa.
– To dobrze czy źle?
– Nie wiem – mamrocze i czyta. – Napisali, że mam podać adres, gdzie będę mieszkać, a przecież ja im podałam. – I prawie płacze.
– No to jak podałaś, to spoko. Pewnie z automatu to wysyłali do wszystkich podróżnych.
– A jak tylko do mnie?
Oczywiście żadne argumenty nie brzmiały przekonująco, Jajo siedziało i analizowało jakieś rubryczki i sprawdzało, czy wszystko napisało jak trzeba literka po literce. Postanowiłam się więc ulotnić, jak przystało na kurę, i zamknąć się w pokoju, by spróbować popracować. Ale przecież Jajo wszędzie znajdzie matkę!
SMS: „Wiesz, co ze mną zrobią, jak mnie nie wpuszczą do Stanów?!!!”
Oczywiście nie wiem. Czytam więc załączony link. Okazuje się, że jak lot jest później niż w ciągu dwunastu godzin, pasażer przewożony jest do aresztu. Dostaje uniform do przebrania i oczekuje na lot. Brzmi makabrycznie. Już oczyma wyobraźni widzę Jajo w tym uniformie. Z kulą u nogi. W dodatku w Alcatraz.
Odpisuję: „To dopiero by była przygoda życia!”
Jajo wreszcie stwierdza, że co będzie, to będzie. Jednak nie zmrużyło oka do trzeciej. Tułało się po domu i czekało na wyjazd. W samochodzie już zachowywało się spokojniej. Na lotnisku też było dobrze. Dopiero w Monachium się zdenerwowało, bo okazało się, że padał śnieg i sporo lotów opóźniono. Jajo jednak wyleciało o terminie.
Mam nadzieję, że dojechało już na miejsce, bo z San Francisco miało się przemieścić do Sacramento. Czekam na wieści. Dobre wieści. Tylko i wyłącznie.
*
*
PS O 6.31 przyszła wiadomość: “Udaaaałoooo się!”. Jajo wylądowało, a potem całe dotarło do Sacramento. Mogę zacząć oddychać. Juuuupi!
Cieszę się razem z Tobą, że Jajo bezpieczne i na miejscu 🙂
Ja wreszcie odetchnęłam. 🙂
Jak by Jaja nie wpuścili by poza lotniskowe wrota to na faktach autentycznych nakręcili by TERMINAL II
Ha, ha 🙂 🙂 Na szczęście udało się. 🙂
No to teraz masz światowe Jajo, otrzaskanie w świecie! Niech korzysta z życia i wraca do stęsknionej rodzinki. Trzymamy kciuki za Jajo – “niech mu plusy nie przesłonią minusów”
Mam nadzieję, że zobaczy kawałek świata. Takie przeżycia są bezcenne. Będzie tam ponad miesiąc, więc czasu ma sporo. 🙂
Trzymam kciuki za Jajo:) Muszę przyznać, że przed większymi ( mniejszymi) wyjazdami zachowuję się tak samo- i doskonale rozumiem wszystko 🙂
To jest jakiś dziwny stres niezależny od człowieka. 🙂
Choćbym chciała się nie denerwować, to i tak mi nie wychodzi 🙂
I w sumie dobrze. 🙂
Niełatwy to etap w życiu matki – pozwolić pisklęciu rozwinąć skrzydła. Ale cieszę się, że wszystko idzie dobrze 🙂
Ulga jest. Jak zajechała, tam był już późny wieczór i 20 stopni ciepełka! 🙂
Dobrze rozumiem zdenerwowanie Jaja i Twoje też.
Dla mnie największym minusem podróżowania jest właśnie … podróżowanie ;-). Jakby ktoś wymyślił takie “pstryk” i jesteś w miejscu docelowym, byłabym bardzo szczęśliwa.
Pozdrów Jajo, Niech zwiedza świat. Jeśli nie teraz to kiedy?
Też uważam, że to najlepszy okres w życiu na podróże. A co do “pyk”, jestem za i to samo powtarzam, że to byłoby idealne rozwiązanie. 🙂
Miesiąc zleci szybko.Już możesz opracowywać menu-na przywitanie Jaja 🙂
Ha, ha 🙂 Menu tradycyjne w takich momentach. Pierogi ruskie. 🙂
Kurcze, nie wiedziałam, że to takie skomplikowane. Z naszej okolicy pełno osób ciągle lata do Stanów (bo mnóstwo górali ma tam rodziny) i nie miałam pojęcia, że takie obostrzenia są!
Ja przed ambasadą rozmawiałam z kilkoma kobietami, które latają od kilku lat do córek i każda z nich przynajmniej raz miała jakąś przygodę, że albo wizy nie chciano dać (“bo za często lata i pewnie tam pracuje”), albo problem był na lotnisku. I jak jeszcze Jajo poczytało w necie o dziwnych przypadkach, to już włos na głowie się zjeżył całkowicie. No, ale na szczęście się udało. 🙂
Cudnie! Matka może odsapnąć a jajo korzystać z wyjazdu 🙂
Matka może wreszcie skupić się na robocie. 🙂
A to dzielne to Jajo, bo ja do samolotu bym nie wsiadła wcale 🙂
Pozdrawiam 🙂
Dzielne, prawie ma to po mamusi. 😉
Tak na przyszłość informacja gdzie sie będzie mieszkało jest potrzebna do wpisania w taki formularz jaki odbiera od ciebie straż graniczna. A jak nie wpuszczą to zwykle przerabiaja na hot dogi ha ha ha. ale przed tem znieczulają
Ha, ha 🙂 Byłoby sporo hot dogów. 😉
Życzę jej powodzenia:) Bo dobrej pogody pewnie życzyc nie trzeba:)
A wy, cóż, chata wolna!
Pogodę ma super. Właśnie niedawno mi przysłała zdjęcie, jak wcina śniadanko na tarasie. 🙂
Dzieci nie ma, chata wolna, oj będzie bal!!!
Uuups Babcia została i będzie pilnować!
Babcia stoi na straży porządku i moralności. 🙂
Trzeba Babcię wysłać “do wód” 😀 I wtedy “Wyjechsli na wakacje wszyscy nasi podopieczni…” tra la la…a Wy jesteście “niegrzeczni” 😉
Ha, ha 🙂 🙂 Ciekawe, co powie na to Babcia. 🙂