Melduję się na stanowisku. Jestem z powrotem. Wesele polsko-tureckie w Niemczech okazało się całkiem niezłą atrakcją. Zwyczaje zupełnie inne niż u nas, a niestety „polsko-tureckie” to zbyt mocno przesadzone określenie, bo oprócz panny młodej i jej gości (jakichś 5-8 % wszystkich obecnych) nic polskiego nie było. Turcy okazali się bardzo ortodoksyjni, jeżeli chodzi o tradycję.
W pierwszy dzień (czyli w czwartek) odbył się ślub cywilny. Dla Turków kompletnie nieistotny, więc była jedynie najbliższa rodzina. Okazuje się, że kwiaty mieli tylko Polacy. Wręczanie prezentów miało się odbyć dopiero podczas „ostatecznej” imprezy, która była zaplanowana na sobotę.
Ślub cywilny jak cywilny, prawie jak u nas, tylko tyle że po niemiecku. Po nim zostaliśmy zaproszeni do chińskiej restauracji na obiad. I tego dnia to było koniec. A goście na pamiątkę dostali magnes ślubny.
Najfajniejszy był piątek. Wtedy odbywał się „match-making”, miały się rodziny ze sobą oswoić. Impreza odbywała się w jakiejś sali przypominającej dyskotekę. Tutaj dysproporcja pomiędzy gośćmi tureckimi a polskimi była wyraźna, ale do przeżycia. Zaproszono wyłącznie rodzinę. Około stu osób (w tym może 20-30 Polaków). A głodni byliśmy bardzo, bo wszystko się miało zacząć o 16, a my od śniadania na głodniaka. Nastawiliśmy się, że najpierw nas nakarmią. Jednak uroczystość zaczęła się godzinę później. Jedzenie było głównie tureckie, choć na stole (“szwedzkim”) znalazła się też polska sałatka. Ale przecież polską to ja mogę sobie w domu machnąć, więc popróbowałam jedzenia tureckiego. Przepaliło mi gardło, bo ostre, ale przyznam, że smaczne. I to bardzo. Było coś w rodzaju gołąbków w liściach winogron, kuskus, turecka pizza itp. Nawet sama nie wiem, co jadłam. Najważniejsze, że smakowało.
Słodyczy też trochę się znalazło na stole, więc można było popróbować. Tu zachowałam umiar i wstrzemięźliwość. 🙂
Podczas tej uroczystości najważniejszy moment to malowanie panny młodej henną. Ubrano ją w tradycyjny turecki strój weselny, głowę miała zakrytą czerwoną tkaniną. Najpierw młodzi chodzili w kółko razem z orszakiem kobiet, które coś krzyczały i machały nad głową młodej białym wieńcem. Potem teściowa kazała młodej otworzyć dłoń.Ta stawiała opór, więc dała jej złotą monetę. I kiedy panna młoda miała w dłoni pieniądz, pomalowano jej wnętrze dłoni henną. Na to nałożono czerwoną rękawiczkę i nie mogła jej zdejmować do wieczora. Panu młodemu w podobny sposób pomalowano mały palec u dłoni i zawiązano na tym też czerwoną chustkę.
Tego dnia uczyliśmy się tańczyć halay. Bardzo mi się podobało, bo tańczyć za bardzo nie umiem, a tutaj wystarczyło liczyć do czterech i wychodziło. Wytańczyłam się za wszystkie czasy. I, o dziwo, Mężuś, który przed wyjazdem zarzekał się, że tańczyć nie może, bo po zabiegu, że musi się oszczędzać itp., też poszedł w tan.
Najważniejszy dzień wesela to była sobota. Uroczystość odbywała się w pięknie przystrojonej sali. Tutaj ogrom gości nas lekko poraził. Na oko około 400 osób. Polaków tylko ok. 20-30, więc jakby doszło do bójki, mielibyśmy przechlapane. 😆
Przez cały czas leciała turecka muzyka. I jak poprzedniego dnia było to naprawdę fajne, tak teraz już nudziło trochę, bo ciągle ten sam rytm, a do tego tłum ludzi. Niestety nie wszyscy Turcy byli do nas nastawieni przyjaźnie i otwarcie. Na parkiecie niektórzy dawali odczuć, że są tu górą i to ich impreza. Orkiestra nie chciała zagrać nic poza tureckimi rytmami. Nie chcieli też puścić żadnego polskiego nagrania. Dopiero na sam koniec wesela po naleganiach świadka, odtworzono „Prawy do lewego” Kayah.
Wręczanie prezentów też było dość ciekawe. Około 22.00 młodym nałożono szarfy i do nich goście przypinali szpilkami pieniądze i złoto, a prowadzący wyczytywał przez mikrofon życzenia i kto ile dał. W naszej tradycji to dość krępujące, ale turecki zwyczaj tak właśnie nakazuje. Około północy był tort. Pan młody przeciął go elegancko mieczem.
Z jedzeniem na weselu też była niespodzianka, bo my oczywiście znów głodni, a tu na stołach miseczki ze słonecznikiem do dłubania. Ups… Jednak w końcu pojawiła się przystawka, a po niej obiad (ryż, kurczak i surówka). Talerze zostały od razu sprzątnięte, więc do końca wesela siedziało się przy słoneczniku, napojach i alkoholu. Aha, pojawił się też deser. Najpierw myśleliśmy, że to ogórki kiszone, było to coś w tym kształcie, jednak na słodko. Jakby smażone ciasto parzone namoczone później w miodzie.
Tak gdybym miała podsumować, to podobało mi się najbardziej w piątek, kiedy gości było mniej, w dodatku sama rodzina. Miałam wrażenie, że było sympatyczniej, a goście chętniej bawili się z Polakami. Najważniejsze jednak, że młodzi szczęśliwi. Widać, że się kochają. Panna młoda to chrześnica mojego męża, więc wiadomo, że według nas sympatyczna dziewczyna, ale trzeba przyznać, że jej mąż to też niesamowicie pogodny i ciepły człowiek. Dwie różne kultury, ale mam nadzieję, że będzie się im wiodło. Dzięki nim sporo mogłam się dowiedzieć o zwyczajach tureckich, bo młodzi cierpliwie mi tłumaczyli, co się właśnie dzieje, ponadto pozwalali wszystko fotografować i wrzucić zdjęcia na blog.
Po przeczytaniu pierwszej części Twojej relacji z wesela pomyślałam sobie, że fajnie byłoby móc być na takim weselu, poznać inną kulturę, inne zwyczaje, ale kiedy doczytałam resztę relacji przyznam, że trochę mina mi zrzędła i zmieniłam zdanie. Ważne, że Wy się dobrze bawiliście, pomimo niektórych sytuacji i że państwo młodzi byli zadowoleni. W końcu to ich wesele było 😉
Wiesz, mimo nawet niechęci niektórych gości tureckich, to warto było, bo to okazja, by poznać inną kulturę. A tych niechętnych naprawdę było niewielu.
Magnes ślubny podoba mi się. To kto ile dał nie do zaakceptowania przeze mnie. Szczęścia dla Młodej Pary. 🙂 .
Dla nikogo z Polaków to nie było do zaakceptowania. Panna młoda negocjowała, ale turecka teściowa nie była chętna do żadnych kompromisów. My po prostu daliśmy wszyscy prezenty i koperty wcześniej, zgodnie z naszym zwyczajem. 🙂
Klik dobry:)
Faktycznie Turcy nie przywiązują żadnej wagi do uroczystości w urzędzie, to i kwiatów tam nie noszą, albo wcale nie idą do urzędu, bo urząd nie czyni pary małżeństwem. Wesele – obrzęd przejścia – jest tą uroczystością, po której para jest uznawana za małżeństwo. Jest to wydarzenie społeczne a nie osobiste, więc pewnie dlatego gości jest tak dużo. Tak, jak napisałaś, to gości impreza i manifestują to. Następuje połączenie rodzin i społeczności, nawet bardziej niż młodej i młodego, więc nie rozumiem, dlaczego Turcy górowali nad rodziną i społecznością panny młodej. Też mogliściście dawać odczuć, że to także Wasza impreza, o! Jak łączenie się rodzin i społeczności to łączenie, a co! 🙂
Zadziwił mnie obrzęd henny. Myślałam, że noc henny jest dla samych kobiet. Taki nasz odpowiednik wieczoru panieńskiego.
Ciekawa bardzo Twoja relacja Kurko. Pozdrawiam serdecznie.
W malowaniu henną uczestniczyły w sumie same kobiety, mężczyźni się przyglądali, ale w sali byli wszyscy. Nam Polakom trudno było górować na tym weselu, bo było nas strasznie malutko, a i muzyka nie w naszych klimatach, na parkiecie był tłok i nawet jak tańczyliśmy z Turkami, to proporcje były na przykład 2 do 50, więc naszej “manifestacji” nikt by nie zauważył. Ponadto w naszej rodzinie były też dzieci, więc jakby je odliczyć, to było nas jeszcze mniej.
Ale i tak przeżycie niezapomniane. Warto było. 🙂
Pewnie, że warto było. Poznawanie innych kultur jest zawsze fascynujące. Ja byłam na weselu tunezyjskim. Raz na pokazie zaaranżowanym dla turystów, a drugi raz, jako podglądacz z balkonu hotelowego, bo wesele odbywało się w ogrodzie hotelowym. Ale to nie to, co uczestniczyć bezpośrednio, jako prawdziwy gość.
Jasne, to zupełnie inne przeżycie. 🙂
Pannie Młodej życzę miłości, cierpliwości i tolerancji. Podziwiam mieszane małżeństwa zwłaszcza, jeśli małżonkowie pochodzą z tak odmiennych kultur.
Wierzę, że będą dobrą parą. Oboje wychowali się w Niemczech, więc to też inaczej.
Atrakcja ,że hej brawo
Było bardzo fajnie. 🙂
Takie wesele to pewnie ciekawe doświadczenie, ale mówienie kto ile dał młodej parze – przeze mnie nie do przyjęcia.
My jednak inaczej jesteśmy wychowani. 🙂
No, no, prawie tak egzotyczne jak wesele góralskie;p Ale jak to tak na weselu bez oscypków?;)
Ha, ha 🙂 Oscypków nie było. 🙂
Zamiast oscypków były słoneczniki do dłubania. 🙂
I niewielkie ilości orzeszków. 🙂
Ciekawe wydarzenie. Choć według mnie trochę szkoda, że mieszane małżeństwo nie wprowadziło elementów obu kultur. Widać faktycznie, że ci akurat Turcy są bardzo ortodoksyjni.
Mój kuzyn, też wychował się w Niemczech tak jak jego żona, która jest Chorwatką z pochodzenia. Ceremonia ślubna łączyła zwyczaje obu kultur. Ich dzieci znają zwyczaje i języki przodków a na wakacje jeżdżą tu i tu.
Na opisanym weselu akurat czuć, że Panna Młoda została zdominowana przez rodzinę męża, ale miejmy nadzieję, że małżonkowie znajdą swoją własną drogę i swój sposób na szczęście. Wesele to tylko jednorazowe wydarzenie a przed nimi wiele lat wspólnego życia. Niech miłość ich łączy.
Myślę, że z Chorwatami łatwiej, bo to także naród – jak my -słowiański. Łączy nas nie tylko to, ale też sporo podobnych zwyczajów, obrzędów i wierzeń. Turcy natomiast to zupełnie inna bajka.
Też tak sądzę. Są bardzo hermetyczni, zresztą widać, jak żyją w Niemczech, raczej się nie asymilują. Matka pana młodego przyjechała do Niemiec 30 lat temu i do tej pory nie zna niemieckiego.
Do takiego samego wniosku doszliśmy. Zresztą wcześniej u nas młodzi (jeszcze jako narzeczeni) gościli i są naprawdę fajną parą. Na weselu też pan młody bardzo dbał o polskich gości, podchodził, pytał, tańczył, naprawdę zachowywał się bardzo w porządku. 🙂
To ja kocham tego pana młodego. Dał Turkom co po turecku, nie zaniedbując jednocześnie polskich gości. Ściskam pana młodego, o! Tylko nie mów pannie młodej. 🙂 🙂 🙂
Okej, nie powiem. 🙂 😉
Byłam jednego razu na ślubie koleżanki i kolegi (on Turek, ona szczęśliwie rozwiedziona Polka). Może zderzenie kultur powoduje pewne problemy, ale w tym przypadku jedno było pewne – trudno, żeby było gorzej niż w pierwszym małżeństwie.
Ogólnie dla mnie wesela – polskie, tureckie czy jakiekolwiek – to troszkę jak teatr (czasem cyrk), a nie każdy teatr lubi… Ważniejsze jest to co potem.
To prawda. Dokładnie tak samo oceniam te wszystkie zabiegi weselne. 🙂
Myślę, że gdybyś zobaczyła mnie oglądającą zdjęcie jedzenia (prawie nos na ekranie i wnikliwa analiza przez pięć minut), padłabyś. 🙂 Cóż, nic nie poradzę, że jestem żarłokiem. 😀 Egzotyczne wesele to fajne doświadczenie, choć z tego, co piszesz, nie do końca.
Ale jedzenie było smaczne. Każdy smakosz czułby się jak ryba w wodzie, bo na zdjęciach nie widać wszystkich potraw. Mnie te smaki naprawdę pasowały, choć czasami wypalały gardło. 🙂
Wiem, kilka razy jadłam tureckie jedzenie, sama też coś gotowałam. Robiłam zupę z soczewicy, kisir, placki z cukinii, pilaw i jakieś desery. A pismaniye to coś, co wywołuje u mnie natychmiastowy ślinotok. Uwielbiam!!! 😀
To pismaniye zabrzmiało mi obco, wygooglałam i było coś takiego! Pierwszy raz tego próbowałam i zadziwiła mnie konsystencja, ale było pyszne. 🙂 Nie wiedziałam tylko, jak to się nazywa. 🙂
Z moich obserwacji związków polsko-tureckich w Niemczech wynika, ze wszystko sie dobrze układa, jeśli kobieta (Polka) zaakceptuje fakt, że ma żyć zgodnie z tradycją turecka. Nie oceniam, tylko stwierdzam fakt. I nie ma wielkiego znaczenia, czy turecki mąż jest wykształconym prawnikiem, czy też sprzedaje kebap. A rodzina (w liczbie OMG!!!) wtraca sie stale, bo oni tak po prostu żyją. Przedsmak “kto tu “ważniejszy” widać zazwyczaj już na weselu. ZAWSZE jest ono tradycyjnie tureckie. Nikt się nawet o polskie akcenty nie kusi. Zwyczaje, jedzenie, muzyka. Dużo tego widziałam. No ale naturalnie może właśnie ONI wyznaczą nowe standardy. Bardzo Im tego życzę.
Myślę, że panna młoda akceptuje zwyczaje męża, ale coś swoje również wnosi. Mieszkają ze sobą od kilku lat, więc powinno być dobrze. 🙂
Kiedyś byłam świadkiem wesela tureckiego na wakacjach w miejscowości obok kemer
I to była atrakcja turystyczna, jak obfotografowali tę parę.
a co do wpisu – bardzo fajnie, sama bym się wybrała 🙂
Pewnie, bo rzadko taka okazja się zdarza, by uczestniczyć w takim weselu. 🙂
Kurde, niezły MEKSYK!
Turecką muzykę słucham zazwyczaj na wakacjach na plaży, nie wiem czy bym umiała się do niej gibać 😉
Heh, nie ma to jak alkohol przegryzać słonecznikiem 😉
Bo to nie trzeba się gibać, tylko chodzić na cztery. 😉 🙂
Po alkoholu na pewno ;). Jak masz filmik to wrzuć jak dygaliście, choćby 5 sekund:) Mnie przeraża że czasem np. czekając na pociąg jak gdzieś taka leci w tle, to Maciuś do niej GIBA. Chyba się już przyzwyczaił.
Filmu nie mam, jakoś tak nigdy z mężem nie nagrywamy niczego i teraz też o tym nie pomyślałam. 🙂
a tam coś nagrywali? Był fotograf tak jak w Polsce są na ślubach? czy rodzinne?
Tak, był pan, który kręcił. Nie wyglądał na Turka, więc przypuszczam, że Niemiec. 🙂 Profesjonalista.
A Jajo już wróciło? I co? I jak? My tu tańcujemy na weselu, a biedne Jajo zdaje przecież maturę. To dzisiaj, prawda?
Dzisiaj. 🙂 Pierwszy dzień za nami. Jajo zadowolone. Jeszcze dwa dni pisemnego. Środa będzie ciężka, bo dwa egzaminy ma jednego dnia (jeden o 9.00, drugi o 14.00).
Trzymam kciuki nadal.
Dzisiaj przydadzą się baaaardzo. 🙂
Kurcze-takiego jedzonka z chęcią bym spróbowała 🙂
Chociaż tyle dobrze że pan młody o Was dbał :). Chociaż przypuszczam ,że jakoś komfortowo się tam nie czuliście.
Nie, my raczej z tych, co się nie przejmują. My z Mężusiem potańczyliśmy i z Turkami, i sami. Wbijaliśmy się śmiało w kółko, raz mi się zdarzyło, że Turek nie chciał mi podać ręki, ale to już był jego problem, na pewno nie mój. 🙂 🙂
A to prostak 🙂
Eeee, tam. 😉
Na takim weselu jeszcze nie byłam. Jeśli góralskie wydawało mi się niezłą imprezą, to co dopiero takie…
To fakt, góralskie czy kaszubskie może też być niezłą atrakcją. 🙂
Byłam na takim weselu-bratanicy męża.Gości weselnych było ok.1000 ,a nas polaków ośmioro. Prezenty daliśmy po naszemu w kopercie(uszanowali nasz zwyczaj). Młodzi żyją po ślubie już 3 rok,a ja nic złego o mężu bratanicy oraz jego rodzinie nie mogę powiedzieć.Póki co sielanka.Pozdrawiam.
O, to najważniejsze. Mam nadzieję, że u naszych młodych też tak będzie. 🙂
No bomba! 😀 Kocham muzykę turecką 😀 Jest fantastyczna właśnie do gibania i do uśmiechania się 🙂 Super, że mogłaś w czymś takim uczestniczyć 🙂
To prawda, do gibania idealna, a jeszcze głośność jest taka, że ciało samo się poddaje i wpada w trans. 🙂
Właśnie! 🙂
🙂
Fantastyczne przeżycie. 🙂 A ja się cieszę jak dziecko, bo jak piszesz o jedzeniu to ja wiem dokładnie o co Ci chodzi hihi. I bardzo mi się podoba numeracja twoich zdjeć 😉 Aż przy poprzednich wpisać muszę sprawdzić, czy masz tak ładnie wszystkie “poukładane” na dyskach hihi. W sumie to fajnie, że są różne kultury. (gdyby się nie gryzły ze sobą;) ) Można coś przeżyć innego.
A wiesz, że ja na te numery w ogóle nie zwróciłam uwagi. Ha, ha 🙂 A jak się kliknie, to faktycznie numeracja jest. 🙂
“wesele 133, 179 itd.” A ja myślałam, że to ty taka poukładana, hihihi :))))
Ha, ha 🙂 Nie, aparat sam sobie numeruje, a ja nie miałam pojęcia, że te numery się wyświetlają, kiedy kliknie się na zdjęcie. 🙂 Taka ze mnie ciemna masa, ale następnym razem już inaczej to załatwię. 😉 🙂
to mieliście fajne przeżycie – :)))
poznawanie innych kultur jest rajcujące 😀 a zwłaszcza jedzonka 😛 😀
Dokładnie. Jedzonko to jedna z przyjemniejszych rzeczy. 🙂
Byłam kiedyś z mężem na przyjęciu weselnym tureckich Kurdów. Zaprosili straszną ilość gości, chyba ze 300 osób, a my byliśmy tam tylko z powodu znajomości z parą kurdyjską, która przyjaźniła się z nowożeńcami. Tam też było obsypywanie młodej pary pieniędzmi i anonse o tym, ile kto dał, ale atmosfera była miła i nie czuliśmy się wykluczeni.
To pewnie zależy, tutaj większość też była miła, ale co niektórzy dawali nam odczuć, że to ich impreza. Najważniejsze jednak, że wspaniali byli młodzi – on i ona. To najcenniejsze. 🙂
To zupełnie inna kultura. Widać to nie tylko w celebrowaniu wydarzeń rodzinnych ale też w sytuacjach codziennych, na imprezach firmowych czy festynach miejskich.
Chociaż uważam, że migrując do danego kraju powinno się dopasować do kultury danego kraju. Z jakiegoś powodu są w Niemczech a nie w Turcji. I nie mam na myśli wesela czy tradycji rodzinnych ale raczej relacji na co dzień, w pracy czy na ulicy.
Też tak uważam, że jeżeli decyduję się na zamieszkanie w danym kraju, to akceptuję jego język i kulturę i kompletnie jest dla mnie niezrozumiałe, że mieszka się na obczyźnie 30 lat i nie zna tutejszego języka.
Ale wszelkie zasiłki i świadczenia socjalne akceptują. Niemcy mawiają, że Turcy są wręcz sprytnymi specjalistami od załatwiania sobie wszelakich pomocy od państwa niemieckiego. Tego nauczyli się bezbłędnie.
Niestety to prawda. Niemcy popełnili błąd, sądząc, że sprowadzą sobie tanią siłę roboczą i “wciągną” w swoją kulturę Turków. Ci się w ogóle nie asymilują. A chętnie ze wszystkiego korzystają.
Kiedy czytałam przepisy na dania tureckie to jakoś do mnie nie przemawiały. No, chyba że kebap w tureckich sieciówkach, w którym sos ostry jest naprawdę ostry. Ale na desery to bym się skusiła…
I tak ogólnie wesel też nie lubię, ale w takim to mogłabym uczestniczyć. Żeby zobaczyć, jak to u innych wygląda. Choć faktycznie – szkoda, że było monokulturowe.
Państwu Młodym szczęścia życzę. Czytałam swojego czasu reportaż o takim małżeństwie, w którym ona była ortodoksyjną katoliczką on ortodoksyjnym muzułmaninem a i tak się kochali. Jak widać da się. Więc niech da się i w tym przypadku.
Pewnie da się zawsze, pod warunkiem że ludzie potrafią iść na kompromisy. 🙂
Ciekawe doświadczenie.
Będę niepoprawna politycznie i powiem, że wolałabym jednak, żeby moje córki znalazły sobie mężów z tego samego kręgu kulturowego.
Ha, ha 🙂 I pisze to mama, która męża znalazła tak daleko od kraju? 😉 🙂
Ale zbyt dużych różnic kulturowych między nimi nie ma! 😉 Największa różnica jest taka, że w Polsce można jeść na śniadanie nawet ryby smażone, albo jajecznicę, a tutaj kawę i ciasteczko 😀
Ha, ha 🙂 Oj, a słynne włoskie mamy? 🙂
Mieszanina kultur, szkoda że dziewczyna nie potrafiła wprowadzić faktycznej mieszanki, bo wesele było nie polsko-tureckie ale tureckie, po prostu. W ich kulturze rolę wybitnie dominująca ma mężczyzna (30 lat w Niemczech matka młodego i nie zna języka), tutaj widać wyraźnie że z potrzebami kobiety nikt się za bardzo nie liczył (rażąca dysproporcja gości), mam nadzieję że dziewczyna da sobie jakoś rade w tym mało korzystnym dla niej środowisku.
Pozdrawiam 🙂
Też mamy taką nadzieję, ona pewnie akceptuje taki układ i wie, na co się godzi. 🙂
Miło móc poznawać zupełnie inne kultury. Dzięki temu człowiek staje się bogatszy. Najważniejsze, żeby takie spotkania prowadziły do wzajemnej tolerancji. Wtedy nie trzeba się zastanawiać nad proporcjami, chociaż szkoda, że goście narodowości tureckiej nie mieli okazji by poznać choć kilku polskich zwyczajów. 🙂
Albo choćby polskich przyśpiewek. 🙂