Wyjazd do Ostródy zaliczony. Noc Kupały również odhaczona. I prawie 40 km zrobionych na rowerze również. To był udany weekend mimo deszczowej pogody.
W sobotę wieczorem w grodzisku Owidz zorganizowano ciekawe „teatrum”. Dziewczęta plotły wianki, puszczały na wodę, skakano przez ognisko, były tańce, hulanki i swawole, bo przecież w Noc Kupały jak najbardziej można. To była jedyna noc w roku, kiedy panna mogła sama sobie wybrać młodzieńca (bez swatów). Ba! I jeszcze bezkarnie można było z nim podążyć w ciemny las w celach iście erotycznych. Sobótka więc przybierała czasami wymiar orgiastyczny, ale cóż, taka była przecież tradycja.
I zgodnie z tą tradycją przez kilka dni namawiałam Mężusia, żebyśmy pojechali rowerami do Owidza (7 km) i popatrzyli na te wianki. Mężuś w końcu dał się namówić. Pogoda była kiepska, co chwilę padało, ale sprawdziliśmy w necie, że o 21 ma się już niebo przejaśnić i nie będzie padać. A o tej godzinie miała tam się odbyć inscenizacja przedstawiająca napad Prusaków na grodzisko właśnie w sobótkę. Toż przecież zobaczyć to warto.
O 19.30 już jednak stękałam, że może pogoda nie ta, może odpuścimy itp. Ale Mężuś jak postanowił, że jedziemy, to jedziemy, ściągnął mnie w końcu z wyra i pomknęliśmy na rowerach. I pięknie było. Jadło swojskie, kwas chlebowy, podpiwek. Wszędzie rycerstwa i prostych kmieciów się najechało. Toż impreza nad imprezę. Można było przy okazji zwiedzić grodzisko, potańczyć, posłuchać muzyki. No, super, gdyby nie deszcz. Zaparkowaliśmy nasze „rumaki”, przypięliśmy je grubymi łańcuchami, coby potem nie wracać do domu pieszo i dawaj zwiedzać oraz podpatrywać życie „grodzian”.
A o 21 łodzią do brzegu podpłynęli Prusacy. Porywać i gwałcić dziewki chcieli, więc “grodzianie” bronili się jak mogli i napór wojsk nieprzyjaciela odparli. A wszystko to w sobótkę.
Muszę przyznać, że widowisko ciekawe. Łucznicy strzelali zapalonymi strzałami. Podpalili w ten sposób dwie chatki. Dramatycznie to wyglądało, ale robiło wrażenie. Nawet deszcz przestał padać i nad grodziskiem pojawiła się tęcza. Dobry znak.
Po skończonym „spektaklu” siadamy z Mężusiem na rowery. A ja czuję, jak mi nagle mokro się robi pomiędzy nogami. No, kurza twarz. Noc Kupały aż tak bardzo na mnie podziałała? Mężusiowi nic na razie nie mówię, ale już w głowie robię rachunek, czy z moją rozczochraną wszystko okej. Wystarczyło trochę ognia, naparzających się facetów i proszę bardzo, mokro jak nic. Po kilku metrach stwierdzam, że to mokro robi się aż po kolana. I dopiero wtedy załapuję, że przecież mam na siodełku nakładkę żelową, żeby w dupkę miękko było i ta nakładka wchłonęła wodę deszczową jak gąbka, a teraz właśnie moje dupsko moczy.
Za późno było na jej ściąganie, bo i tak po kolana miałam wodę. Dokładnie jakbym się zesikała. W domu od razu gorący prysznic, polopiryna, herbata z miodem i do łóżka.
I kiedy tak leżymy już w łóżku, a na zegarku 23, zagląda do nas Jajo i zdziwione pyta:
– To wy jeszcze nie śpicie? – Jajo dla pewności sprawdza godzinę. Wie przecież, że w naszej sypialni o 22 światło już zgaszone, a my na boczek się przekładamy. – Toż wy za chwilę pomdlejecie – i się śmieje Jajo jedne. No, ale nie pomdleliśmy, bo już leżeliśmy.
I tak miło zakończyliśmy świętowanie sobótki.
Ale wrażeń, pięknych wrażeń, będziecie mieli piękne wspomnienia. Pozdrawiam Aniu i dobrego dnia 🙂
Wspomnienia będą. A i zdjęć sporo narobiliśmy. Pozdrawiam również. 🙂
Ja pamiętam z lat poprzednich że najlepsza Noc Kupały była zawsze na Ślęży 😀 taka magiczna góra na tego typu święto ostatnio u nas odradza się ta tradycja we Wrocławiu w czerwcu jest Jarmark Świętojański coraz więcej się dzieje. Mnie bardzo cieszy powrót do naszych Słowiańskich korzeni 🙂
Też uważam, że to fajna sprawa i nie należy zapominać o słowiańskich zwyczajach.
My postawiliśmy na prywatę, bo młodzi byli niewyraźni, więc wojaże po zamkach nie dla nas, a planowaliśmy, planowaliśmy więc tym bardziej zazdraszczam 😉 może nie polopiryny, ale wszystkiego co ją poprzedzało, nawet nakładki żelowej!
Nakładka żelowa sprawiła mi całkiem niezłą niespodziankę. 😉
Widzę, że impreza zaliczona pozytywnie. To nic, tylko się cieszyć i… odpoczywać ;D
Bardzo pozytywnie. 🙂
Piękne foty! I przeżycie fajne. Pozdrawiam
Przeżycie super. 🙂
Ponieważ uwielbiam takie imprezy, zazdroszczę. Rowery nieco mnie zniechęcają, bo nie znoszę jeżdżenia, ale reszta robi wrażenie. 🙂
Lubię jeździć na rowerze, ale nie podczas deszczu, jednak pogoda ostatnio nas nie rozpieszcza. A impreza bardzo udana. 🙂
u nas pogoda też paskudna była, a mnie jakoś umknęło, że to już ta sobota sobótkowa … dla mnie sobótka jest w sumie dzisiaj, bo to dziś wigilia św. Jana… więc może ja zamiast siedzieć w pracy… wianki pójdę puszczać na rzekę, a może i w toni głębokiej, w świetle księżyca jaką kwadratową męską szczękę dostrzec mi się uda 😉
Ha, ha 🙂 Leć i puszczaj te wianki. W sumie u nas tak pada, że chyba można je puszczać na ulicy. 🙂
A gdzie te gwałty i orgie, no tak sie ciekawie zapowiadało. Myślałem ,że Mężusia dopadnie jakaś białka a Ty dopadniesz woja, a tu – wyciśnieta wkładka żelowa. Jestem rozczarowany
Orgie i gwałty zostały ocenzurowane. 🙂 🙂 Niedawno odwołano spektakl w Poznaniu, wystraszyłam się, że zamkną mi blog. 😉
Wytłumaczyłaś sie
Ha, ha 🙂 cieszę się 🙂
Witam. Bardzo fajnie że organizowane są takie spektakle. Sama pamiętam takie ogniska z puszczaniem wianków i zabaw przy ogniu. Jak to kawalerka popisywała się skakaniem przez ogień. Odbywało się to na Mazowszu nad rzeką Rawką. Czy Noc Świętojańska musi kojarzyć się tylko z koncertami? Pozdrawiam
Tutaj też skakano przez ognisko. Fajnie ktoś pomyślał. Podobają mi się takie imprezy. 🙂
Mokro między, a co pomarzyć nie można ha ha. Dzień pięknie spędziłaś, z małą przygodą między hi hi.
Bałam się, że będę chora, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. 🙂
Ciekawe są takie inscenizacje, z wyjątkiem pomysłu inscenizacji Rzezi Wołyńskiej.
U nas też pogoda pogorszyła się, dlatego w teren ruszyliśmy jeszcze w czwartek i zabraliśmy chłopców do Western City. Mało to związane z Nocą Kupały ale dzieciakom bardzo podobał się napad na bank i pojedynek rewolwerowców.
Rzeź Wołyńska to było lekkie przegięcie. Ciekawe są te rekonstrukcje, gdzie można popatrzeć na tradycyjny dawny ubiór żołnierzy, starą broń, zwyczaje itp.
A ja tak czekałam na ten seks, no 😉 ale! Jak mokro było, znaczy, że udany wypad 🙂
Seks to już trzeba sobie dopowiedzieć w wyobraźni, bo przecież jak już mokro było, to tylko jeden kroczek do wiadomo czego. 😉 🙂
Zabawa przednia i jaki pouczający morał. Zapamiętam – nigdy nie kłaść nakładki żelowej w deszcz 🙂
Ha, ha 🙂 Nakładkę trzeba jednak ściągać. 🙂
Nie mam pytań 😉
A co do roweru, to my w Boże Ciało zrobiliśmy sobie podobnie długą wycieczkę, ponad 40 km, a mieliśmy jechać tylko na lody 😉
To daleko mieliście te lody. 😉
Z dziką rozkoszą sama bym się w tan sobótkowy oddała. Zazdraszam strasznie 🙂
A i muzyka była taka, że nogi same podrygiwały. 🙂
Ale fajnie! I u nas też może się dziać. Wystarczy sięgnąć do starych tradycji.
Miałam pisać o zwyczajach sobótkowych, ale mnie uprzedziłaś. Moze w przyszłym roku. Serdeczności.
Sobótka to ciekawy zwyczaj i warto na pewno o nim przypominać. 🙂 Serdeczności również. 🙂
Pieknie!
🙂 🙂
Trochę zazdroszczę wycieczki, mimo deszczu i przygód z nakładką. Takie inscenizacje zawsze mi się podobały, ale nigdy nie miałam okazji być osobiście. Można poznać dawne tradycję, zobaczyć coś ciekawego i nietypowego na codzień. Pewnie i do fotografowania byłoby mnóstwo okazji. Może w przyszłym roku się uda. Pozdrawiam serdecznie i dużo zdrowia życzę, Agnieszka 🙂
Polecam. Jak będziesz miała okazję, to warto się wybrać. 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂
Świetnie to pisałaś. Złapałem się na ten tytułowy seks 🙂
Ha, ha 🙂 Głodnemu chleb na myśli. 😉
Tak się uśmiałam w głos z tej historii o nakładce żelowej, że musiałam ją przeczytać raz jeszcze 🙂 A Piotrkowi przeczytałam po raz trzeci 🙂
Ha, ha 🙂 Ale nakładka wygodna, możesz to przyznać, nie? 🙂
Mega! Muszę sobie taką kupić 🙂
Tylko nie będę jeździć w deszczu 🙂
No, na deszcz nie polecam. Działa wtedy jak gąbka. 🙂