Starość nie radość – wiadomo. A że z wiekiem człowieka czasami w krzyżu łamie, boli go kręgosłup – też wiadomo. Mieliśmy z Mężusiem bardzo niewygodny materac na łóżku. Kupiłam go dawno temu, zaraz po rozwodzie. Wymiana łóżka była wtedy priorytetem. A że niedużym zasobem gotówki dysponowałam, kupiłam jeden z najtańszych materacy. I śpi się na nim prawie jak na łożu Madejowym. Rano kości bolą, kręgosłup nie może dojść do siebie. Postanowiliśmy więc z Mężusiem na ten materac kupić taki 8-centymetrowy, z „pianką pamięci”, aby układał się dokładnie do kształtu ciała. Śpimy na nim od tygodnia i stwierdzam, że to była bardzo dobra inwestycja, bo śpi się kapitalnie.
Jedna rzecz mnie tylko zastanowiła. Po zatachaniu materaca do domu, rozpakowaliśmy. Wszystko pięknie. Biorę opis materaca i czytam: „pomaga rozluźnić mięśnie, złagodzić bule w stawach”. W pierwszej chwili myślę, że to te mikroskopijne literki mi się jakoś tak dziwnie mienią w oczach i dlatego tak widzę. Ale nie, materac zdecydowanie łagodzi „bule”. Ha! Temat mnie zainteresował. Powstały w mojej rozczochranej od razu dwie bardzo odkrywcze hipotezy na ten temat. A jedna z nich wymagała przeprowadzenia dość skomplikowanego eksperymentu, do czego był mi niezbędny posiadacz „kulek”.
Po pierwsze, nasz prezydent, chcąc nie chcą, wyznaczył trendy ortograficzne. Toż to on kiedyś w jakiejś księdze kondolencyjnej napisał, że łączy się w „bulu i nadzieji”. Rozumiem więc, że producenci materaca postanowili być poprawni politycznie i jeżeli głowa państwa pisze „bule”, to znaczy, że są „bule”. Kropka.
Jest jednak druga hipoteza. Może producentom nie chodziło o „bóle”, a właśnie o „bule”. Podejrzałam w internecie, jak wyglądają te kulki i całkiem to prawdopodobne. Mogą przecież bule być w stawach jak najbardziej. Ba! Można przecież takimi bulami w łóżku sobie zagrać. Na tym materacu właśnie. I od razu moja wyobraźnia poszła w ruch. Bule to przecież kulki. Jedna z nich (drewniana) to świnka. Można grać w dwie osoby, a to w sypialni też pasuje. A że metalowych kulek nie miałam, trzeba było wykorzystać te, które były pod ręką. Niezbędny więc stał się Mężuś. I powiem Wam, że to ciekawy eksperyment: kulka, kulka, do tego świnka i trafianie do celu. W dodatku na niesamowicie wygodnym materacu. Ba! A że materac ma „piankę pamięci”, można to powtarzać kilka razy w tych samych konfiguracjach.
Potem bule skojarzyły mi się z jeszcze innymi kulkami… Ale obawiam się, że moja wyobraźnia lekko wymknęła się spod kontroli. I to wszystko z powodu jednego „bulu” ortograficznego.
może to właśnie o te ostatnie “bule” chodziło :))))
ważne że jest skuteczny ;)))))
Skuteczny jest, to fakt. 🙂
Są na przykład role i rule- to tak z chłopska. Jedne na polu, inne do odegrania, w teatrze. Ale wiadomo o co biega 😉
Ha, ha 🙂 Z chłopska też może być. 😉
Już zacząłem wątpić ,ze skojarzysz ale brawo, jednak. Cóż dwie kulki prawie takie ssame to trochę za małao do gry w bule ale doskonale sprawdzają się w innych grach, więc śmiało. Ostrzegałbym tylko przed jedną grą a mianowicie tiki tiki, bo to bolesne
Ha, ha 🙂 Tiki-tiki mógłby Mężuś nie przeżyć. 😉
Jakbyś sie zapamiętała w grze
Ha, ha 🙂 Ja wszelkim grom oddaję się bez opamiętania. 😉 🙂
hahahahahaha dobre, dobre
też stawiam, ze o grę chodziło :D:
Innego wyjścia nie ma, jak bule to bule. 😉
Pewnego dnia pojechaliśmy do Empiku. Ponieważ mieliśmy stertę zakupów, ktoś musiał przy nich zostać. Zgłosiłam się na ochotnika. Położyłam bety na ławce i zaczęłam spacerować. Pod Empikiem stał plakat z planem atrakcji dla dzieci. Patrzę i oczom nie wierzę. Zamykam, otwieram, ale nadal tam są: “piuropusze”. Zastanawiałam się, czy to ja mam problem z ortografią, czy Empik. Kiedy sprawdziłam, że jednak sieć, napisałam mail do kierownictwa z prośbą o poprawę. Odpisali, że poprawili. Mam nadzieję, że tak było rzeczywiście.
Pewnie poprawili, bo wstyd i to w sieci z książkami!
Faktycznie niezła wpadka, ale zdarza się nawet najlepszym 🙂 Najważniejsze, że obsługa Empiku zareagowała i poprawiła błąd, bo często zdarza się, że nawet jak wytkniesz jakiejś marce wpadkę to bronią się głupio zamiast po ludzku przeprosić i naprawić błąd 🙂
Masz rację, że błędy zdarzają się każdemu. Najważniejsze to umieć się do nich przyznać. Przecież nie ma ludzi nieomylnych. 🙂
Jak to widzę, to mam bul w dópie 🙂
Ha, ha 🙂 Idealne podsumowanie. 🙂
Witam. Jak przeczytałam notkę przypomniał mi się dowcip o ciężarnej. Mąż przychodzi z żoną w ostatnim miesiącu ciąży do szpitala. Lekarz pyta czy żona ma już bóle a on pokazuje na jej duży brzuch i mówi Ona to ma taką buule. Może ten materac chce się przyczynić do takich buli 😉 Pozdrawiam
Ha, ha 🙂 Oby nie! tfu, tfu! 😉 🙂
Wygodny materac rzecz bezcenna i dobra na wszelakie bule 😉 .
Ha, ha 🙂 Racja. 🙂
Ino zapomnioł jak no wsi był, a piknie było, piknie!
Hi hi ach tam te literki, kreseczki i przecineczki..
Miłego dnia!
Bo polska język trudna jest. 😉 🙂
Miłego dnia również życzę. 🙂
😀 😀 to mieliście urozmaicony grą wieczór – bardzo dobrze. A może ten materac właśnie gadżetem sypialnianym ma być i producenci w taki zawoalowany sposób o tym piszą?
Ha, ha 🙂 Też o tym pomyślałam, że to takie sprytne zagranie z ich strony. 🙂
Przyznam, że mnie też narobiłaś nieco mętliku w głowie z powodu wywodu kul i bul….to jest ból dla ortografii- każdy pisze jak potrafi:)
Ha, ha 🙂 Jeden lepiej, drugi trochę gorzej. 😉
Niedawno grałam w bule. Świetna zabawa! I ani śladu po bólu 😉
Jeszcze nigdy w to nie grałam, ale pewnie musi być ciekawie. 🙂
Aniu ja teraz nie na temat wpisu. Wiem że słuchasz audycji po kaszubsku w Radiu Gdańsk. Polecam Ci Radio Kaszebe.
Dziękuję za podpowiedź. Na pewno to zrobię. 🙂
Jest jeszcze red bul, i pit bull. Jak ten drugi ugryzie to dopiero jest ból. Więc bierze się takiego agresywnego pit bula i wrzuca do wody i wówczas on robi bul, bul, bul. (Dobra, jakaś litościwa dusza go wyławia, bo nad zwierzętami się nie znęcamy)
Ha, ha 🙂 Okazuje się więc, że więcej tego “bul” niż bólu prawdziwego. 🙂 😉
A i tak jeszcze mi się z dzieciństwa przypomniało. Była taka kwiaciarnia, co tam można było oprócz kwiatków kupić różne ozdóbki. Jedną z takich ozdóbek była papuszka.
I jeszcze odmiany jabłek, jakie można dostać na targowisku: szampion i sanrajs tudzież samrajs. Ale w drugą stronę też to działa – matka kiedyś pracowała w hurtowni napojów i dzwonili do niej zamawiać napój orange i grapefruite (tak wymawiane). A na innym targowisku jedna pani pytała, jakie wolę rajstopy: czarne czy bejge? Od tej pory pani zyskała sobie u nas w domu przydomek: bejge 😉
Ha, ha 🙂 A co do jabłek, to mnie to też kiedyś zainteresowało, bo zawsze myślałam, że są championy, ale kiedyś na targowisku zauważyłam “szampiony”. I co się okazuje, sprawdziłam to i podobno poprawna wersja to właśnie “szampion”, bo to pochodzi od czeskiego sampion (s pisane odwróconym “daszkiem”), dlatego spolszczona wersja to szampion, a wcześniej to mi się właśnie wydawało, że to od “champion”. 🙂 Ciekawe, nie? 🙂
Ja jeszcze zobaczę jak to w marketach na jabłkach z nalepkami wygląda. Jeśli tam są championy (upierać się nie będę, że na pewno) to albo istnieją i championy i szampiony, albo to markety zangielszczają to, co angielskie nie jest 😉
Wyczytałam, że podobno ta angielska nazwa pojawiła się przez pomyłkę i tak sobie funkcjonuje obok prawidłowej. Też mnie to zdziwiło, bo w marketach, jak sprawdzałam, to były championy.
I pomyśleć takie bule, a ile wrażeń i nawet niczego nieświadoma głowa naszego państwa przy kupnie materaca wspominana była 😉 . Pozdrawiam Aniu 🙂
Ha, ha 🙂 Fakt, jak to człowiekowi nie trzeba wiele, by się dobrze zabawił. 😉 🙂 Pozdrawiam również. 🙂
…a na jakie manowce uciekła Twoja rozczochrana???
Ha, ha 🙂 Bo ta moja rozczochrana tak ma, że czasami ją ciągnie w takie rejony. 🙂
Fajnie to napisałaś 😉 A swoją drogą, to czasem wychodzi szydło z worka 😉
Ha, ha 🙂 Tak czasami bywa 😉