Wiadoma sprawa, że w ostatnim czasie żyję „Szeptami dzieciństwa” – obmyślam między innymi konkurs. A przy okazji jeszcze w mojej rozczochranej pojawiło się kilka fajnych wspomnień. Z niewiadomego powodu przypomniałam sobie, jak to razem z rodzicami spędzaliśmy czas na wczasach pod gruszą. Pamiętacie coś takiego? Dostawało się kasę z zakładu pracy. Jechało się w Polskę i zdobywało pieczątki z urzędów, by potwierdzić swój pobyt w danym miejscu.
Wtedy nawet raz nocowaliśmy w pobliżu Maczugi Herkulesa w Ojcowskim Parku Narodowym. Ot, tak na dziko, jak to wtedy było w zwyczaju, rozbiliśmy namiot. Ja, mój brat, ukochany kuzyn, rodzice i przyjaciółka mamy. Niewielka gromada. Dziki wtedy podchodziły pod namiot. Bałam się bardzo.
I właśnie podczas tych wakacji raz rozbiliśmy się w lesie, niedaleko jakiegoś strumyka, który służył nam za łazienkę. Tam mogliśmy się umyć w lodowatej wodzie. A że strumyk był w niewielkim wąwozie, tata pomagał nam schodzić z górki. Jak się umyliśmy, to każdego z nas (dzieci oczywiście) brał w pół i wystawiał na górkę. I kiedy mnie tak chwycił, zamachałam rękoma i krzyknęłam zadowolona, czując się panią świata:
– Motylem jestem!
– Żebyś zaraz nie była motylem pływającym – zaśmiał się tata i postawił mnie na górkę. Jednak kiedy to robił, dopadła mnie jakaś głupawka i nie mogłam powstrzymać śmiechu. Gdy dotknęłam nogami ziemi, zdążyłam tylko zatrzepotać łapkami i jak długa runęłam na plecy do wody. Na szczęście tata od razu mnie wyłowił. Tak zostałam motylem pływającym. Jak widzicie różne wcielenia się w życiu przechodziło, nie od razu było się Kurą.
Przyznam, że wiele z rodzicami nie jeździliśmy, ale te wakacje były cudowne. Teraz jestem zbyt wygodna, żeby jechać pod namiot. Bo to zaraz całe auto sprzętu trzeba ze sobą zabierać, a i niewygodnie na materacu, zimno, komary tną, w tyłek coś gniecie, kręgosłup boli, niedomyty człowiek… Eeee, to już nie dla mnie. Wolę wygodne łóżeczko, kołderkę i podusię.
Jeździcie jeszcze pod namiot? Lubicie?
*
*
PS Od razu informuję, uprzedzając wszelkie pytania, że te owłosione nogi na zdjęciu, to nie moje. Swoje golę. 😀
A zdjęcia biorę z https://pixabay.com/pl (darmowe są).
Dawno nie byliśmy ale lubimy.Kiedyś pojechaliśmy na Litwę rowerami, i nocowaliśmy na jakimś polu namiotowym w lesie. przy jeziorze . Ok. 6.00 rano właściciel wyszedł z ok. 3-4 miesięcznym dzieckiem na ręku, ochlapał je w tej lodowatej wodzie, Szast prast, z prawej z lewej i poszli na jagody. Tak sobie wtedy pomyślałam “a my się w domach przejmujemy że z łazienki ma za daleko do przewijaka…”. Trójkę starszych tez miał zahartowaną dość mocno. To mi się zawsze już będzie kojarzyć z wakacjami i namiotem.
Moja babcia by zawału dostała, jakby zobaczyła takie ochlapywanie dziecka lodowatą wodą. Jak widzi, że wyciągam zimną wodę z lodówki, żeby się napić, to już prawie płacze. A i codziennie namawia mnie na rajstopy pod spodnie, żeby się nie przeziębić. Teraz to ja doskonale rozumiem, dlaczego moja mama taki zmarźlak, jak była tak przegrzewana. 🙂
A na Litwę pod namiot to bym się chyba bała.
nie cierpiałam tego u swojej babci- załóż kurtkę, bluzę, rajstopy….25 stopni a ona się ubierać kazała ;))
Ja tego nie cierpię do dziś!!! 🙂
No, ja właśnie zawsze byłam zbyt wygodna, żeby pod namiot jeździć, nawet w dzieciństwie;)
A wtedy dochodził jeszcze paniczny lęk prze wszelkimi robalami;)
Ha, ha 🙂 Ja wygodna stałam się dopiero z wiekiem. Za dzieciaka to niestraszne były żadne robale, ciemny las i brak śpiwora lub materaca pod namiotem. 🙂 🙂
Lubicie 🙂 W niedzielę wybywam na biwak AA czyli Anonimowych Artystów. Sama bez Szkodników. Będę kurcgalopkiem biegać po Bieszczadach i strzelać fotki 🙂 Szkodniki mam zamiar zabrać w lipcu pod namiot. Kochałam spanie pod namiotem w dzieciństwie i kocham teraz. Komary mam w nosie… Bardziej boję się niedźwiedzi 😉 Pozdrawiam 🙂
O rany. Zabierz mnie ze sobą w Bieszczady!!! Nawet pośpię pod namiotem i aparat będę za Tobą nosić. 😉
Przybywaj 🙂
Bardzo chętnie bym przybyła. 🙂
Mam podobnie jak Ty, pod namiot mi sie nie chce ale duzych oczekiwań tez nie mam, z radością myję sie codziennie w jeziorze czy rzece oczywiście jak jestem na wakacjach a to sie dawno nie zdarzyło
U mnie niestety też jakoś urlopu na horyzoncie nie widać. 🙁
Ja nie przepadam. Ze strachu przed robalami i pogodą, bo dobrze jak ładnie a jak leje? Wszystko mokre, szczególnie ręczniki i spłynąć do jeziora można z całym dobytkiem… 😉
Niestety, to prawda. A jeszcze trzeba okopać namiot przed zalaniem. 🙂
Pewnie, ze jeździmy. Dzieciaki to kochają 🙂
Najpiękniejsza przygoda z namiotem była jednak wówczas, jak z kumplem ruszyliśmy na rowerach w Polskę. Rozbijaliśmy namiot tam, gdzie dojechaliśmy. 😀
Na dziko, na polach, w lesie. Chętnie powtórzyłabym to, ale chętnych brak……:(
Chętnych pewnie brak, bo człowiek z wiekiem wygodnicki się robi. 🙂
Jak miałam 6 lat, to pojechałam z rodziną do Grecji pod namiot. Niezapomniane wakacje. To był w `85. Takie wakacje to była wielka wyprawa. Mieliśmy zapas jedzenia na miesiąc bo stać nas było tylko na kupowanie paliwa. Przez dwa tygodnie jeździliśmy busem po Grecji a dwa tygodnie mieszkaliśmy na dzikiej plaży. Myliśmy się w jakim starym basenie, w sumie to w ruinach basenu, może to nawet jakiś zabytek był. Ważne, że z zardzewiałego kranu leciała słodka woda. Niewygód tam było sporo ale wakacje niezapomniane.
Ostatnio w długi weekend byliśmy na ranczo u rodziny i choć mieliśmy gdzie spać, to rozbiliśmy namiot, żeby chłopcom zapewnić jakąś atrakcję. Im bardzo się podobało ale my po jednej nocy mieliśmy dość. Od czwartej rano nie spaliśmy tak ptaki śpiewały. W domu jak śpię przy otwartym oknie to też słychać, ale tam to było coś niesamowitego, normalnie jakby nad uchem trejkotały. Może po kilku dniach człowiek by przywykł ale weekend to za krótko.
Teraz jest tyle udogodnień do biwakowania ale faktycznie bagażnik zapełniony 🙂
Jak Jajo było małe, też się jeździło. Bo dla dzieciaków to zawsze frajda. 🙂
A śpiew ptaków o poranku uwielbiam, choć czasami faktycznie drą się nieziemsko. 🙂
no ale w pewnym sensie motyla i kurę łączy jedna rzecz – nieumiejętność pływania 😀
Ja akurat za namiotem nie przepadam. Jestem zbyt rozpieszczony 😀
Ha, ha 🙂 No tak, choć kartę pływacką posiadam. 🙂
Ja uwielbiałem wyjazdy pod namiot. Ognisko itd. To było fajne. Dziś też bym wyjechał, ale jak mam zabierac tony zabawek, słuchać narzekań, że niewygodnie to sobie odpuszczam i czekam na moment kiedy syn będzie starszy by wyjachac pod namiot.
pzdr
A może jak będzie starszy, to już się stanie zbyt wygodny. 🙂
Jeżdziło się, jeździło pod namiot, i owszem.
Przypomniaś mi tym postem naszą podróż poślubną.Zwiedzaliśmy Austrię ( maluszkiem).
Było naprawdę bosko ale teraz już z przyczyn wygodnickich również nie dam się namówić na spanie na glebie.Ale miło powspominać….
O, ciekawa podróż poślubna. W Austrii jeszcze nie byłam. Z pewnością jest piękna.
Namiot? Czy to ten taki szmaciany budyneczek, do którego, dawno, dawno temu, próbowało się zwabiać dziewczyny?
Dokładnie ten, choć jakoś mi się teraz kosmato skojarzyło z tym namiotem. 😉
Witam
W zeszłym rok z ” nie mężem” kupiliśmy namiot w biedronce 🙂 . Kupiliśmy pod namową koleżanki, która też taki kupiła kilka lat temu i jest spoko.Kupiliśmy też śpiwory i materac,i pompkę do materaca, i śliczną lampkę specjalną i jeszcze kilka gadżetów. A w tym roku planujemy wybrać się na pobliskie pole namiotowe by sprawdzić czy my się w ogóle do tego nadajemy.Mnie się podoba pomysł ale ” nie mąż ” już się tak nie cieszy …Bo materac z dołkami , bo komary, bo zimna woda i co najgorsze sprawdził już, że z zasięgiem też tam będzie kłopot…Mówię Wam taki kanapowiec, że masakra 🙂 Już nie mogę się doczekać jajecznicy jedzonej przed namiotem i kawy w blaszanym kubku , choć kubek już nowoczesny, bo wprawdzie blaszany ale nie parzy 🙂
Ha, ha 🙂 O ile “niemąż” w ostatniej chwili nie stchórzy. 😉
Pomału nadrabiam Twoje wpisy 😉
Mój mąż teraz się urlopuje “pod gruszą”( w domu z synusiem) 😉
Pieczątki za to nie ma, ale wniosek o pieniądze złożony 😉
🙂
O, to w końcu masz trochę czasu dla siebie. A faceci pobędą sobie razem. 🙂
A to chyba tak już jest, że z wiekiem człowiek coraz bardziej wygodny się robi.
Pewnie tak. 🙂