Ostatnio na moim drugim blogu pisałam recenzję książki Andrzeja Grabowskiego „Zenek i mrówki”. Utwór przeznaczony jest teoretycznie dla dzieci, ale przyznam szczerze, że mnie wciągnął, a po przeczytaniu od razu odłożyłam go na półkę pod tytułem „Na zaś. Dla wnuków”.
Książka wywołała wspomnienia, ponieważ autor opowiada między innymi o buddyzmie i medytacji. Toż ja kiedyś uczyłam się medytować. Dla takiego niespokojnego i niecierpliwego ducha jak ja to nie lada wyzwanie. Pamiętam, że był taki moment w moim życiorysie, że interesowałam się magią Kahunów (hawajskich szamanów). Razem z moim ojcem trenowaliśmy medytację, bo bardzo chcieliśmy skontaktować się ze swoimi podświadomościami. Nie pytajcie po co. Nie mam zielonego pojęcia.
Przyjeżdżam kiedyś z akademika do rodzinnego domu, a ojciec zadowolony opowiada mi, jak to jego podświadomość „powiedziała” mu, że jest kobietą i ma na imię Zocha. Szkoda, że nie widzieliście miny mojej mamy. W życiu chyba się tak nie uśmiała. Od tamtej pory zawsze Zocha zmywała naczynia (zmywa do dziś). Ale tata opowiedział mi, jak do tego doszedł, udzielił odpowiednich instrukcji i ja też za medytacje się zabrałam.
Najpierw liczyłam oddechy, siedząc oczywiście w pozycji półlotosu, w pełnym lotosie nie szło, bo po pięciu minutach nogi mi drętwiały i bolało tak cholernie, że nie szło wytrzymać. Cały pic polegał na tym, żeby przestać myśleć. To chyba najtrudniejsze, bo przecież w tych skręconych zwojach zawsze jakaś zagubiona myśl się znajdzie. Dlatego to liczenie oddechów miało odwrócić uwagę od spraw ważniejszych. Liczyłam więc i liczyłam. Codziennie po kilkanaście minut. Po dwóch miesiącach stwierdziłam z radością, że chyba się udało na chwilę oddać w stan bezmyślenia. Wtedy trzeba było poprzez nadświadomość skontaktować się z podświadomością (albo odwrotnie, czort jeden wie) i poprosić ją, by powiedziała kim jest. Wiem, że durnowato to brzmi, ale tak robiłam, do czego się przyznaję. I w końcu po wielu próbach w mojej łepetynie wyświetlił się niczym czerwony migający neon napis: „ALBERT”. Kurza twarz! Moja podświadomość jest facetem, w dodatku z dość oryginalnym imieniem. Ba! Nawet mi się z Einsteinem skojarzyło, że niby noszę w sobie geniusza, ale praktyki, które właśnie wyczyniałam, chyba rozumowi ostro przeczyły.
Ba! Ale skąd wiadomo, że Albert to Albert, a nie jakaś wybujała wyobraźnia? Był sposób. W podświadomości jest pamięć, więc należało poprosić Alberta (przecież to musiał być miły gość, nie?), żeby „wyświetlił” mi jakieś wspomnienie z dzieciństwa, którego nie mogę pamiętać. Ha! I wyświetlił. Zobaczyłam siebie w wieku chyba kilku miesięcy. Byłam przypięta szelkami w wózku, a naprzeciwko wózka mój tata jadł śledzia. I ja tak bardzo chciałam tego śledzia, i łapkami do niego machałam, że dał mi go spróbować. To znaczy z powodu braku uzębienia pewnie tylko mogłam sobie go liznąć. Zaraz wykrzywiłam się strasznie, bo kwaśne, a mama tak się wkurzyła, że ojcu szmatą przez łeb machnęła. Zapytałam rodziców, czy taka sytuacja miała miejsce. Potwierdzili, więc Albert był moim Albertem, moją podświadomością! Po tym eksperymencie zaprzestałam medytacji, bo przecież cel został osiągnięty i dowiedziałam się tego, czego chciałam. Moja podświadomość to facet. W dodatku Albert (i prawie Einstein).
Nie pytam nawet, kto podobne eksperymenty prowadził i jak mają na imię Wasze podświadomości, ale jakby kto miał ochotę zdradzić tę tajemnicę, to bardzo proszę się nie krępować.
PS Jutro na moim blogu razem z Audioblog.pl ogłaszamy konkurs, więc zapraszamy serdecznie, bo nagrody już przygotowane.
Niestety, z moją podświadomością jeszcze nie gawędziłam, więc płeć nieustalona. Ale tak się zastanawiam… Skoro dzięki medytacji da się wejść w stan bezmyślenia, to czy jest jakaś recepta na stan odwrotny. Bo znam kilka takich osób, którym ze stanu bezmyślenia przydałoby się przejść do stanu, kiedy jednak główka pracuje. 😉 Będę wdzięczna za pomoc. 😀
Ha, ha 🙂 A to dobre, jak wpadnę na jakiś genialny sposób, to dam znać. 🙂
MI moje wewnętrzne ja odpowiada, że jestem Maria…
Mam tylko dylemat Curie-Skłodowska czy Magdalena 😀
Witaj Aniu-uwielbiam Ciebie czytywać z ranka mając wschodzące słonko za oknem 😀
Pozytywnie 😀
buziaki!
Ha, ha 🙂 Dziękuję. U mnie też słońce. 🙂
Zasadniczo powinienem zadać pytanie co brałaś?
Ha, ha 🙂 To jest dobre pytania, tylko odpowiedzi nie znam, może dosypywano mi czegoś do jedzenia. 😉 🙂
I tak Ci dobrze poszło ,że Albert/ może ten z Seksmisji?/, boo ja na dnie podświadomości zobaczyłem biały ser i chyba to odstawię ha ha
Widziałam właśnie. 🙂 🙂
Możesz być jeszcze Albert z Monaco i to chyba pasuje
Ha, ha 🙂 Pięknie. 🙂
Jak juz kiedyś pisałam fascynujaca z Ciebie osobka to i podswiadomość wyjatkowa 🙂 ja nigdy tego nie probowalam moze to i lepiej diabli wiedzą czego mogla bym się o sobie dowiedzieć 🙂
Ha, ha 🙂 Właśnie, bo takie eksperymenty mogą być niebezpieczne. 🙂
tak daleko nie dobrnęłam, nie udało mi się galopady wyłączyć pomiędzy zwojami… a może po prostu brakło wytrwałości 🙂
… my wywoływaliśmy duchy
… a swoją drogą … co brałaś i kup mi pół kilo – kasę ci oddam 😉
Ha, ha 🙂 Jak się dowiem, co mi rodzice do jedzenia dosypywali, to Ci podeślę z pół kilo. 🙂 🙂
hm… myślę jednak, że moja podświadomość to mężczyzna… i to taki wiesz… trochę z średniowiecza… trochę z zasadami stalowymi i twardymi, a trochę bezwzględny … bo jak inaczej wytłumaczyć ciągły chaos i brak z grania z kobiecą częścią mojej natury ? 😉
Ha, ha 🙂 Dobrze kombinujesz. 🙂
A to ciekawe… 😉
Nawet nie wiesz, jakie wtedy przy tym emocje były. 🙂
Ja nigdy nie bawiłem się w medytację, chociaż nie powiem, przydałoby się czasami, by trochę wyluzować i się uspokoić. I w sumie to nie zastanawiałem się nad tym, jak może nazywać się moja podświadomość, ani tym bardziej – co może sobie czasem myśleć. I może lepiej – patrząc czasem na moje sny, lepiej się nie zastanawiać… ;D
Ha, ha 🙂 A medytacja to faktycznie dobra sprawa, pozwala się wyciszyć.
Zapytam, tak jak moi przedmówcy, “Co brałaś?” 😉
Wiesz, nie wiem czy mam w sobie aż tyle odwagi, żeby zaglądać tak głęboko?
Ale ja postanawiam żyć w błogiej nieświadomości…
A, człowiek młody był wtedy i głupi. 😉 🙂
A,to ciekawe i jak zwykle podane z humorem!
Nie medytuję…ale tak myślę sobie, że dowiedziałabym się o swojej, że korek i co?
Ha, ha 🙂 A może być, bo skąd taki nick? 😉
Taaa…. mnie w latach młodzieńczych też fascynowała joga i medytacje. Uczęszczałam nawet na zajęcia jogi oddechowej zwanej rebirthing. Dzięki temu przeniosłam się do czasów życia płodowego i odkryłam,że najwygodniejszą dla mnie pozycją do zasypiania jest właśnie ta z tamtego okresu. Nawet ręce na piersiach krzyżuję, hi, hi, hi….
A ten „ALBERT” – wcale nie musi być facetem, to tylko taka drobna sugestia, hi, hi, hi….
Serdeczności.
Ha, ha 🙂 Ciekawe, jaką sugestię masz na myśli. 🙂
Medytacja, kwiat lotosu…Hapeau bas. Matko! Ja nie potrafię 5 min. wysiedzieć a co dopiero medytować. I jak nie myśleć skoro w mózgownicy aż kipi. Zaskakujesz mnie coraz bardziej 🙂
Ba! Dlatego to takie trudne. Bo dla mnie to też był wyczyn nie lada. 🙂
Natchnęłaś mnie tym wpisem.Chyba zacznę liczyć te oddechy by przestać myśleć 🙁 Bo jak nie przestanę to moja mało rozczochrana mi eksploduje od nadmiaru .A może i dowiem się przy okazji że jakiś Zdzichu we mnie siedzi 🙂
No, czasami przydałoby się takie bezmyślenie.
To co opisujesz to znane nauce zjawiska. Nasza pamięć tworzy się dopiero od 2-4 r.ż., a więc wszystko co się wydarzyło wcześniej, chociaż zarejestrowane jako nierozpoznane i nieprzyporządkowane, zostaje wyrzucone do “kosza”. Jest to dokładnie taki sam kosz jak w naszych komputerach, możemy te informacje, na ogół nieużywane wyciągnąć, gdy zajdzie taka potrzeba. Odpowiedź w kwestii płci nasuwa się już sama, płeć dziecka kształtuje się praktycznie aż do czasu dojrzewania, a więc mózg podaje nam stan z okresu “badanego”.
O wiele ciekawiej jest, gdy sięgamy do podświadomości naszych przodków, i na jaw wychodzą znane faktu, o których się jednak wcześniej nie mówiło w rodzinie. Ale to już genetyka i biochemia, więc nie na temat.
Wiem, że to znane nauce od dawna, przeczytało się to i owo. 😉 🙂
Ja tam sądzę, że podświadomość jest bezpłciowa 😉 No bo skoro wszystko jest energią, to płeć zbędną jest 😉
Pewnie tak, zgadzam się jak najbardziej, ale wtedy to było dla mnie odkrycie! 🙂 🙂
W poprzednim wcieleniu byłaś Albertem – mężem królowej Wiktorii 🙂
Ma się tę królewsko-książęcą przeszłość (przynajmniej podświadomie). 😉
Ciekawa jestem jak ma na imię moja podświadomość 😀 Kurczę, ale to musi być trudne – nie myśleć. Ja nieraz przed snem, jak nie mogę zasnąć, powtarzam sobie: nie myśl już! Tak ciężko jest się wyłączyć ;]
Bardzo ciężko, ale na pewno do zrobienia. 🙂
Najgorsze jest to,że im bardziej starasz się nie myśleć,tym bardziej myślisz (chociażby o tym,żeby nie myśleć) 😀 Też miałam z tym problem i nadal czasem mam, generalnie po prostu nie robię nic,nie zmuszam się do niemyślenia i czekam,aż samo przyjdzie. Bez presji. Czasem przychodzi. Wystarczy.
Próbowałam, nie udało się, trudno będę żyła w błogiej nieświadomości. Pozdrawiam
Ha, ha 🙂
Obawiam się,że podświadomość może mieć już wiele imion. Płci też. Ale to chyba nie jest takie istotne.
Nie umiem siedzieć w pozycji lotosu. Na szczęście medytacja ma nieskończenie wiele form. I co niektórym pomogła wyjść z depresji…
Jasne, że są różne formy. Są też medytacje chrześcijańskie, więc nie musi się to na przykład kojarzyć z buddyzmem.
I żeby było jasne,nie musiałam nic brać 😀
Ha, ha 🙂
Nie wyobrażam sobie przestać myśleć. No jak się nie myśli…….. 😉
Ha, ha 🙂 Bo to nawet trudne do wyobrażenia. 🙂
Cześć Albert:)
Ha, ha, ha 🙂 🙂 Cześć. 🙂
tak sobie pomyslałam , że jak na czerwono się wyświetliło to może ALERT a nie Albert 🙂
Albert tez miał nieco rozczochraną fryzurę 🙂
Ha, ha 🙂 Może i tak. 🙂