Wczoraj z Jajem odbyłam bardzo ciekawą dyskusję, wręcz filozoficzną, na temat donacji zwłok. Nawet nie wiem, od czego zaczęła się ta rozmowa i co nas pobudziło do takiego tematu. Wszyscy jednak oświadczyliśmy, że organy do przeszczepu chętnie byśmy oddali i być może wtedy Jajo zapoczątkowało kolejny wątek – przekazania ciała na badania medyczne. Jajo, co prawda, uważało, że można na tym nieźle zarobić [sic!]. Pieniądze wydać za życia, a po śmierci to „przecież żadna różnica, czy jedzą mnie robaki, czy kroją lekarze”. Trochę jednak zaniepokoiło mnie komercyjne podejście do tematu, dla pewności więc spytałam, ile to jest ta „kupa kasy”.
– Pięćset złotych – odpowiedziało Jajo.
– To chyba dużo nie jest, co? – pytam.
– Dla mnie? Dużo.
I przyznam, że wystraszyło mnie to całkiem nieźle. Na szczęście sprawdziłam, że w Polsce absolutnie za to się nie płaci. Jak ktoś chce się przysłużyć nauce, to tylko ze szczytnych powodów. I dobrze.
Zaczęliśmy z Jajem na ten temat dyskutować. Bo przeszczep organów wydaje mi się czymś naturalnym. Umieram, a może się moja nerka czy wątroba komuś przydać, to proszę bardzo. Jednak czy byłabym w stanie oddać ciało do badań? Takie nagie, porzucone w kostnicy uniwersyteckiej, żeby studenci czy lekarze się nad nim pochylali i oglądali moje niedoskonałości?
– A co ci będzie za różnica po śmierci? – pyta Jajo. – Ja bym oddała.
– Nie no, w sumie żadna, ale tak nago przed tyloma ludźmi? I jeszcze w takich sinych odcieniach? Brrr.
Tak mnie Jajo zaintrygowało tematem, że postanowiłam sprawdzić, co i jak z tą donacją zwłok. Ku mojemu zdziwieniu chętnych przybywa i ludzie swoje ciała zapisują akademiom medycznym. A na potrzeby studentów tylko jednego roku potrzeba około 30 zwłok! To dużo. Zważywszy na to, że uczelni sporo. Podobno na zwłokach przeprowadza się również symulacje operacji, ćwiczą też zawodowi lekarze. Czyli faktycznie przysłużyć nauce się można.
Sprawdziłam więc, jakie formalności są do tego niezbędne. Podobno trzeba jeszcze za życia podpisać odpowiednie dokumenty u notariusza i można sobie zażyczyć, że po kilku latach chcemy, by nas jednak pochowano. Robi to wtedy uczelnia na swój koszt. Takie pogrzeby odbywają się raz w roku z udziałem duchownych różnych wyznań, z władzami uczelni, studentami i rodzinami. Zachowany jest więc szacunek do ludzkiego ciała, co mnie jakoś tak bardziej z zagadnieniem oswoiło.
Temat jednak trudny i pewnie może budzić skrajne emocje. Mnie oczywiście zaraz czarny humor się włączył. Tak sobie pomyślałam, że to dobry sposób dla niedoszłych lekarzy. Jak dostać się na akademię medyczną, kiedy matura kiepsko poszła? Ba! Przepisujesz swoje ciało u notariusza i masz zagwarantowany tak długi pobyt w akademii, jak sobie życzysz. Po wieczność albo na kilka lat. Ha! I nikt ci nie powie, że się nadajesz!
A Wy, jak sądzicie? Oddawać się nauce czy nie?
Kurczę… faktycznie na czymś ćwiczyć lekarze muszą. Ale czy nie ma jakichś fantomów czy co? Pogrzeb może i z zachowaniem szacunku, ale potem nie wiadomo czy on jest jak cię kroją. 30zwłok na 1 rok…. Organy owszem, ale ciało? No nie wiem, bardzo nie wiem.
Podobno fantom to za mało, podobno nie da się aż tak dokładnie odtworzyć ludzkiego ciała.
Ha. Organy jak najbardziej, całe moje ciało w całości – o tym nie myślałem. Ale wiesz, zaraz też sobie myślę o tym, że miałem już raz operację kolana, moja żona miała cesarkę, a ile set tysięcy ludzi było operowanych tak naprawdę poważnie? Ci wszyscy lekarze chirurdzy – powiedzmy sobie szczerze – muszą na czymś ćwiczyć, nie? Wiadomo, są symulatory i inne takie, są fantomy, są sztuczne twory do “krojenia”, ale zdecydowanie chyba ludzkie ciało nadaje się do ćwiczeń takich najlepiej. I podobnie jak Ty, trochę odrzuca mnie pomysł komercjalizacji, ale jeśli idą za tym “szczytne” cele i motywacje to chyba nabiera to dla mnie w jakiś sposób sensu.
To pewnie trudna decyzja oddać tak ciało do akademii, ale faktycznie cel szczytny, bo tym samym można pomóc.
No nie Aniu to już nawet do trumny muszę na dietę ,no bo jak to tak ,tam młodzi studenci a ja taka nie szczupła 🙂 A poważnie to dla mnie bardzo dobry pomysł ,prochu nie wymyślę to może po śmierci na coś się przydam Lepiej niech oni trenują na moim zimnym ciele niż na jakimś jeszcze letnim .Tylko może wcześniej oddać potrzebującym co tam jeszcze ze mnie by kto potrzebował żeby się nie marnowało pozdrawiam
Ha, ha 🙂 To dziwne, że kobiety nawet w takiej sytuacji myślą o tym, czy by dobrze wyglądały. 😉 🙂 Bo ja od razu tak zobaczyłam siebie nagusieńką z wszelkimi niedoskonałościami. 🙂 😉
Nauce bym się nie oddała, jakoś nie jestem do tego przekonana, ale właśnie niedawno podpisałam oświadczenie woli, że po mojej śmierci chcę przekazać swoje narządy do ratowania życia drugiej osobie. Rodzinę też powiadomiłam o tym.
Moja rodzina też wie, zresztą wszyscy jesteśmy co do tego zgodni, gorzej by było jednak z decyzją oddania całego ciała.
Ja bym chciała, aby ludzie wykorzystali moje organy do przeszczepu. Te które się nadają. Ale żeby na mnie eksperymentowali i uczyli się… no nie. Mimo, że jestem za nauką, i już by mnie nie było na tym świecie – ale tak odważna nie jestem
Ja chyba też nie.
Dotąd nie myślałem o tym ale mnie zachęciłaś
Bo o takich rzeczach się nie myśli, ale może czasami warto. 🙂
Byłem pytany gdzie chcę leżeć nad grobem mojego ojca i szczerze odpowiedziałem ,że nigdzie- spalic i rozsypać, a le w tej sytuacji chyba sie zapiszę
Dobrze to przemyśl, bo to chyba trudna decyzja.
hm… w sumie, zawsze to jakaś alternatywa dla robaków…
ot moja Mama np. bardzo boi się, żeby nie mieć grobu w dolince, bo jak deszcz będzie padał, to boi się, że nie dość, że umarła, to jeszcze się utopii – najbardziej podoba jej się cmentarz w sąsiedniej miejscowości… cały na górce rzecz jasna
moja Babcia, bała się, że zimno jej będzie (wojenne zimy jej się utrwaliły) i że płyta będzie ją gniotła… i dusiła – ok. grób ma tylko ramkę i żadnych płyt
ja osobiście zaś rozważam kremację, ale ja mam wizję, że umrę, a później się obudzę w małej, drewnianej trumnie, pod ziemią głęboko… nie no – na samą myśl hiper wentyluję, ale taka kremacja – szybko, łatwo i po bólu… i robale mnie nie będą żarły…
a czy dać się wcześniej posiekać – no, czemu nie… jeśli później uczelnia by mnie skremowała na własny koszt 🙂
Moja babcia też oczywiście chce być pochowana na górce, żeby mieć ładny widok. 🙂
Powiem Ci, że ja bardzo poważnie rozważałam przekazanie swojego ciała. Nawet ściągnęłam odpowiedni formularz. Jeszcze tego formalnie nie załatwiłam, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak zrobię. Muszę tylko być pewna, że naprawdę chcę, a to wymaga czasu. Takich spraw nie załatwia się na chybcika. Pozdrawiam.
Masz rację. To na pewno trzeba dobrze przemyśleć i porozmawiać z rodziną.
Witaj Aniu. Kiedyś zastanawiałam się co można pożytecznego zrobić z moim ciałem po śmierci. Na dawcę organów nie nadaję się wskutek przebytej choroby w dzieciństwie, ale jeżeli mogłabym pomóc zdobyć wiedzę lub pomóc studentom do przygotowania się do zawodu czemu nie. W końcu mogą zaobserwować jak ciał zmienia się pod wpływem różnych nałogów jak np. u mnie wpływ palenia papierosów. O czymś takim nie myślałam a dzięki Tobie już mam jakiś plan. Pozdrawiam
Cieszę się, że w jakiś sposób mogłam pomóc. 🙂
Mnie ten temat też nurtuje.I powiem sama nie wiem.Jak większość osób tu pisze-co do organów po śmierci to na 100%.Ale ta myśl o robalach…brrrr mnie przeraża.No bo jak to że wejdzie sobie uchem i np.tyłkiem wyjdzie? Mamy rodzinny grób na pięknej Górce Gołonowskiej-więc po wszystkim będę miała widoczek nawet,nawet :).
Trudne są takie decyzje. Ja chciałabym być skremowana, bo nie wiem, czy bym chciała oddać się do akademii.
Coś mnie podkusiło i przy smacznym śniadanku zacząłem czytać tego posta. No cóż, śniadanko już nie było takie smaczne, przypomniałem sobie bowiem lata studenckie (1971/72), gdy jednym z warunków zaliczenia “biomedycznych podstaw rozwoju człowieka” był udział w obserwacji sekcji zwłok. Zaoszczędzono nam jednak sekcji, a nawet jej obserwacji, ale pokazano wannę z denatami pływającymi w formalinie. “Sztuki”, częściowo już “używane”, wyławiano bosakiem strażackim (tak jak Janosika, za ziobro) … resztę pominę.
Piszę o tym, bo moje wątpliwości ogniskują się w zupełnie innym miejscu. Otóż w naszym parapaństwie corocznie ujawnia się średnio kilkanaście przypadków, gdy umarlak uznany za martwego nagle ożywa, budzi się w chłodni, w przechowalni, albo po prostu wstaje z łóżka – to zdarzyło się nawet naszej wspólnej przemiłej komentatorce:
http://anzai.blog.onet.pl/2014/07/16/zanim-uznamy-ze-panstwo-nie-dziala/#comments
Nie chcę dopatrywać się złych zamiarów służby zdrowia w tym, że orzeczenia o śmierci tak często stają się nieprawdziwe, ale nie można pomijać też faktu, że nauka, szczególnie farmakologia, aż zaciera łapki, aby dorwać nieboszczyka, który niby jeszcze żyje, ale – z uwagi na śmierć mózgu – długo to nie potrwa. Wydaje mi się, w tym kontekście, że dopóty nie ureguluje się kwestii komisyjnego (np. z udziałem prawnika, prokuratora) orzeczenia o śmierci osoby, której ciało ma do czegoś jeszcze służyć, to kwestia dyspozycji ciałem pozostanie wielce ryzykowną.
No, opis denatów wyszedł Ci bardzo naturalistycznie. A miałam właśnie pić kawę. Rozumiem, że to rewanż za śniadanie. 😉
A to miło mi bardzo. 🙂 Swoją drogą to masz talent do poruszania ważnych tematów, które na pewno wymagają regulacji, i chyba jednak jakoś się zazębiają. Jak na razie to nie wiadomo na jakie cele ma iść przyszłe ciało, a studenci medycyny nadal opowiadają różne makabryczne bajki. Z drugiej strony potrzeby nauki są coraz większe, a największe, jak zwykle, potrzeby najbiedniejszych (zdrowe osoby poddają się dobrowolnym eksperymentom).
PS. Nie wiem co się dzieje komentarze “nie wchodzą”, Twoja strona otwiera się na biało, i to wszystko akurat jak zaczęliśmy dobry temat.
Miałam awarię, ale już chyba wszystko powinno działać jak należy.
A co do tematu, to wiesz, nawet nie sprawdziłam dokładnie, jak to wygląda od strony prawnej. Muszę poczytać. Trochę też mnie przerażają te żarty studentów.
Chyba jest już O.K. W okolicy Łodzi wysiadło kilka serwerów po przechodzącej burzy.
Mnie żarty studenckie tak nie przerażają – chociaż bywają makabryczne – jak cała ta czarna strefa.
Zgadza się, ta czarna strefa na pewno też.
Ja chyba w tym przypadku jestem niewyobrażalnym egoistą i sceptykiem. Wiem, że to dla nauki i w ogóle, ale jakoś po śmierci wolałbym mieć spokój 😉 Poza tym w kostnicy zimno 😀
Ja też nie jestem do tego przekonana, ale warto rozważyć różne możliwości. 🙂
Dyskutowałam o tym z Małżonkiem. Powiedział: NIE, bo mi zasiłek pogrzebowy przepadnie. Ponieważ jak dotąd nie dokładam się do domowego budżetu, na razie się nie oddaję. Jeśli zacznę zarabiać na tyle dużo, że ewentualny zasiłek nie pogrzebowy nie będzie odgrywał większej roli w budżecie domowym, raz jeszcze przemyślę problem oddania się. Ale warunek by był: jak już sobie na mnie poćwiczą i moje doczesne szczątki do niczego się nadawać nie będą, to mają być spalone.
Ha, ha 🙂 Nieźle z tym zasiłkiem. Czyli mąż zakłada, że sobie go przygarnie, to spryciarz. 😉 🙂
Cóż, żyję sobie z jego ciężko zarobionych pieniędzy to nie chociaż moja śmierć ma dla niego jakieś wymierne finansowe korzyści 😉 Wszak jak zostanie wdowcem, to będzie wdowcem z dwójką dzieci, a dzieci też kosztują 😉
Ha, ha 🙂 Piękny czarny humor się nam włączył. 🙂
Rzeczywiscie temat trudny. Decyzje chyba musialabym skonsultowac z rodzina pozostala w moim poznym wieku. Bo moze potrzebny im bedzie moj pogrzeb zeby miec tradycyjne zakonczenie zycia, przez co latwiej bedzie im przejsc przez okres zaloby. Nie wiem… rzeczywiscie trudny temat…
Też mi się wydaje, że to trzeba przegadać z rodziną. Niektórym faktycznie jest potrzebne takie miejsce, gdzie będą mogli przyjść i zapalić znicz.
Mam chyba jakąś awarię. Nie wchodzą komentarze. Proszę o cierpliwość, już poprosiłam o pomoc. 🙂
Sprawdzam, czy działa.
Ciocia mojego męża oddała się jako taki obiekt badań dla studentów właśnie i ja wiem że tego bym nie zrobiła bo pogrzeb jest tabliczka z imieniem i nazwiskiem również tylko ciało pochowane prawie jak w masowej mogile po wojnie czy coś i to mnie odrzuca cmentarze to bardzo intymne miejsca i co moja córka miałaby mnie odwiedzać przy grobie na spółek z 30 (taki ot przykład ) obcych ludzi i jeszcze żeby mnie robale wcinały nie nie nie ja to muszę byc spopielona i na diament przerobiona (podobno się da :P)
O diamentach czytałam, da się, ale jest to bardzo kosztowne. Ja jednak jestem przeciwniczką czegoś takiego. Też chcę być spopielona, rozsypana w jakimś urokliwym miejscu, ale przerobienie mnie na cokolwiek jakoś mi się źle kojarzy.
z tym diamentem to żart taki jak mam do wyboru być diamentem albo oddać ciało na badania to wole diament 🙂 tez chce byc spopielona i rozsypana po tatrach, że jeszcze umierać nie planuje to może rozsypywanie popiołów się zalegalizuje w naszym cudnym kraju 🙂
Chyba w końcu to zalegalizują, tylko wpływy z pogrzebów mogą zdecydowanie się zmniejszyć. 😉 🙂
Klik dobry:)
Kilka razy pisałam komentarz. Już mi się nie chce więcej. To samo na innych blogach onetowych. Wrrr!
Może chociaż pozdrowienia teraz przyjmie system?
Pozdrawiam serdecznie.
Już na szczęście wszystko działa. Ale doskonale rozumiem zdenerwowanie. Pozdrawiam również.
Przeszczep tak, nauka nie. Pozdrwiam
To tak jak większość pewnie.
Pozdrawiam również.
Mam w portfelu oświadczenie woli – więc jeśli kiedykolwiek moje organyy będą komuś potrzebne to oczywiście, mogą brać wszystko. Problem polega na tym, że mimo tego oświadczenia tto rodzina zmarłego ma ostatnie słowo. Wiem, że jeśli moja mama podejmowałaby tą decyzję to nie zgodziłaby się , aby cokolwiek ze mnie wycinali. Chociaż sama też mówi, że swoje oddałaby wszystkie, yo jednak swojego dziecka pociąć by nie dała. Oczywiście mam nadzieje, że nigdy Ona nie będzie musiała podejmować tej decyzji, bo nie taka jest kolej rzeczy. Co do ,, oddania się ” nauce to jednak nie. Niech przyszli lekarze ćwiczą na czymkolwiek innym – nie na mnie.
To jest jeszcze jeden ważny problem. Łatwo podjąć decyzję w sprawie swoich organów, jednak już jeżeli chodzi o kogoś bliskiego, to nie jest tak proste.
Znałam osobę, która po śmierci swoje ciało przekazała AM, ale to nie dla mnie. Uczelnie medyczne mogą w inny sposób zdobyć ciała. Ja chcę kremacji i już.
Natomiast już dawno podpisałam zgodę na oddanie moich narządów do przeszczepu. I co ważniejsze, a być może i najważniejsze-moja rodzina została o tym poinformowana i obiecali, że sprzeciwu w sprawie przeszczepu nie będzie.
Moja rodzina też została poinformowana. W sumie w tym temacie jesteśmy jednomyślni.
puk puk
Już działa 🙂 Zapraszam. 🙂
ooooo, nareszcie mój komentarz się opublikował! pod ostatnimi notkami próbowałam dodać komentarz chyba pierdylion razy i za każdym razem porażka. Skoro wreszcie mnie odblokowało, to piszę hurtem – ciała nauce nie oddam, nawet za zawrotną kwotę 500 zł. Poza tym przyjmij dużo zaległych imieninowo urodzinowych serdeczności 🙂 🙂
Dziękuję 🙂 To nie u Ciebie pierdykło, ale chyba gdzieś wyżej, bo na wielu blogach nie można było podobno zamieszczać komentarzy, ale już jest w porządku. 🙂
Na narządy jak najbardziej, jako ciało np dla studentów nigdy. Mój P studiował medycyne i opowiadał mi czasami jak to było na zajęciach z anatomii… Nie chcę! Bardzo nie!
Właśnie te opowieści studentów mnie też mrożą krew w żyłach. 🙂
Witaj,
organy do przeszczepu chętnie oddam…
I swe boskie ciało po śmierci również. Nie widzę w tym problemu. Cokolwiek jest tam, po drugiej stronie, ciało nie będzie mi już potrzebne 🙂
A lekarze niech się uczą, mogą i na moim ciele, dobrych lekarzy wciąż brakuje. Niech ćwiczą. Lepiej pomylić się na mnie-po śmierci, niż na kimś żywym w szpitalu 🙂
Bardzo dobre podejście. 🙂
Ja tam bym oddała. Ale nie mogę. Moje dziewczęta już zadecydowały, że zostanę spalona, rozsypana po połowie do dwóch urn, i po połowie będę stała u jedne, i u drugiej w domu. Przy czym Zosia zaznaczyła, że będę miała też zastosowanie praktyczne 😉 Jako przyprawa dla teściowej :/
Śmiechem, żartem, ale pragmatyzm moich dzieci przestaje być śmieszny 🙂
Ha, ha 🙂 Jeszcze chyba prawo w tej materii musi się zmienić, bo chyba na razie urnę z prochami trzeba pochować, na kominku trzymać nie można. 🙂 🙂
Chyba jednak wolę się przysłużyć polskiej nauce w inny sposób…
Ps.Pozdrowienia dla Jaja:))
Jajo pozdrowione. 🙂
Za oddaniem organów jestem jak najbardziej za, i sama mam nawet taką informację w swoim telefonie komórkowym, że jakby co, to się zgadzam. Ale żeby tak całe ciało pod nóż? Hm, w sumie to powinno mi być wszystko jedno, i zapewne będzie, po śmierci, ale teraz jakoś chyba mnie to nie przekonuje. Pozdrawiam radośnie. Mira
Właśnie to jest dziwne, nie? Że niby powinno to być nam obojętne, bo to przecież tylko już martwe ciało, a jednak chyba nie jest. 🙂
organy proszę bardzo, ale aż tak rozpustna nie jestem aby oddawać się nauce i to jeszcze pośmiertnie 🙂 ;P
Ha, ha 🙂
Jak ma gnić, bo gleby cmentarnej to raczej nie użyźnię, niech się lepiej studenci bawią 😉 Oby z pożytkiem dla ich umiejętności i służby zdrowia 🙂
Odważna jesteś. 🙂