Dziwne uczucie, gdy wymyśla się bohatera, który ma zginąć w Stutthofie, a potem gania się po cmentarzu na Zaspie i okazuje się, że człowiek o takim samym imieniu i nazwisku istniał naprawdę i zginął właśnie w obozie zamordowany przez Niemców. Przyznam, że ciarki idą po plecach. A tak właśnie miałam wczoraj.
Nie wierzę w znaki i tym podobne rzeczy, ale w takich momentach człowiek zawsze zastanawia się, czy to przypadek. Może mój Józef chciał być odnaleziony?
Siedzę obecnie mocno w historii Gdańska z okresu międzywojennego. To niezwykłe miasto, gdzie tylko “dotknę”, pojawiają się niezwykłe historie, rozgałęziają się i wciągają. Samo dwudziestolecie zresztą to epoka, o której napisano już mnóstwo książek.
Czytałam ostatnio o smakach dwudziestolecia i znalazłam na przykład ciekawy deser. Co prawda nie odważyłabym się go zaserwować mojej rodzinie. Jajko z czekoladą. A robi się tak, że najpierw należy ugotować jajo na miękko. Zrobić dziurkę i za pomocą słomki wyssać żółtko, a w jego miejsce wpuścić tą samą drogą, prosto z ust, czekoladę. Potem jajo się obiera i obtacza w cukrze pudrze i gotowe. Same pyszności. Już widzę minę Jaja po zaserwowaniu takiego deseru. Gdyby się dowiedziało, jak to było zrobione, paw murowany.
Lubicie dwudziestolecie? Grzebiecie czasami w przeszłości?
Nie odważę się podać mężowi takiego jaja. 😁
Bardzo lubię ten okres w historii Polski, Europy….
Też lubię 🙂