Lubicie jeździć rowerem? Mnie to wciągnęło. Daleko mi do tytułu mistrza szos, bo jeżdżę sobie swoim żółwim tempem, ale zauważam, że w tym roku zdarza mi się wyprzedzać innych rowerzystów, więc moje tempo jest już turbożółwie, z czego jestem bardzo dumna.
W tym miesiącu mam już trzysta kilometrów na liczniku (w tym sezonie ponad 800), co też oczywiście cieszy, choć wiem, że mogłoby być więcej. Najgorzej jest jednak w upał. Czasami mam wrażenie, że słońce przenika przez kask i wypala mi mózg, a płuca mają ochotę wyskoczyć z klaty.
Wczoraj mieliśmy wycieczkę rowerową (47 km), na którą zabraliśmy francuskich gości naszej koleżanki. Najsłabszym ogniwem niestety byłam ja, ale to nie przeszkadzało w przyjemnej jeździe. Francuzi nas zaskoczyli kondycją. Podobno jeżdżą w klubie sportowym, a do Polski przyjechali właśnie na jakąś imprezę rowerową. My przy nich to totalni amatorzy. Ale pokazaliśmy Francuzom kawałek pięknego Kociewia i chyba im się podobało.
My za to znów szykujemy się do rocznicowej trasy rowerowej. W ubiegłym roku jednego dnia przejechaliśmy 92 km i to ciągle jest mój życiowy rekord. Fajnie by było go kiedyś pobić.
Ostatnio kupiłam sobie spodenki z „pieluchą” – takie typowo rowerowe. Zawsze z uśmieszkiem spoglądałam na innych rowerzystów w takim wdzianku, ale wreszcie postanowiłam się przełamać. Dziwne uczucie, ale przyznam, że jednak ktoś to w miarę sensownie wymyślił, tylko trzeba sobie odpowiednio ustawić siodełko. W dupkę miękko, można jechać.
A Wy jak? Lubicie rowerowe przejażdżki?
Uwielbiam jazdę na rowerze. Też się przekonałam do odpowiednich wdzianek dla kolarzy, bo po kilku godzinach na siodełku już się nie zastanawiasz, jak wyglądasz w spodenkach z pieluchą, tylko doceniasz komfort jazdy. Oczywiście najważniejszy jest kask, bo chodzi o nasze bezpieczeństwo, a o to nikt za nas nie zadba. Co do upałów, to dla rannych ptaszków najlepsza pora na jeżdżenie to ranek, dla pracujących zostaje wieczór. Mnie również wciągnęło jeżdżenie, zaczynałam od zwykłych przejażdżek, a od kilku miesięcy próbuję sił na rowerze szosowym. W tym roku mam już prawie 3 tys. km na liczniku.
Nieźle! Jestem pod wrażeniem Twoich kilometrów. Mnie szosowy rower na razie przynajmniej nie pociąga, ale kto wie, co będzie kiedyś. A kask musi być, nawet jak się jeździ po polnych drogach. 🙂
wolę biegać albo pocić się na siłowni – po rowerze boli mnie dupsko – pewnie fotel byłby lepszy zamiast siodełka 🙂
To ja odwrotnie. Nie przepadam za siłownią, a o bieganiu nie wspomnę. Nie dla mnie. 🙂
20-30km. dziennie robimy, ale głównie po lesie albo gruntowych drogach więc całkiem inna jazda niż po asfalcie. Chwilami bardzo terenowa 🙂 Do spodenek z pieluchą chyba się nie przekonam. Już kask mi trudno zaakceptować. Na szczęście człowiek się dość szybko przyzwyczaja także do niewygód, a dupsko to w końcu część człowieka – musi się przyzwyczaić 🙂
My też po asfalcie rzadko kiedy jeździmy. W zasadzie tylko wtedy, gdy przecina się z naszym szlakiem, a tak to zdecydowanie polne lub leśne drogi. 🙂
Ja bardzo.Ale sama wiesz, że samemu po pierwsze się nie chce, po drugie w grupie raźniej… Nie mogę zmobilizować męża, który zaległ przy stoliku i klei te swoje modele. Tylko w 2017 skleił ponad ? modeli…. Pomału zaczyna brakować w mieszkaniu miejsca, już stoją trzy witryny z Ikei, jest jeszcze opcja porąbania szafy ubraniowej, bo w to miejsce zmieszczą się kolejne dwie…..
Wracając do roweru….. Od dzieciństwa lubię. Sama nie miałam, starszy brat miał kolarkę i pamiętam, że kiedyś pojechał do Poznania, oczywiście nie na raz.
A jeśli chodzi o Francuzów, to o i bardzo kochają kolarstwo. Kuzynka męża była kiedyś mistrzynią Francji w kolarstwie. Ja też wiele lat pasjonowałam się Tour de France. Dosłownie z palcem po mapie śledziłam trasę wyścigu, ale jak okazało się, że nawet Lance Armstrong się koksował, to mi przeszło. ?
To prawda. Sama też pewnie bym nie jeździła. We dwójkę raźniej i bezpieczniej. 🙂
Moj rower wisi w garażu i czeka az dojrzeję do decyzji użycia – narazie moje stawy mocno przeciw temu protestują.
Za to kijki do nordic walking 3x w tygodniu w użyciu – Ewa (a nawet dwie Ewy) mocno mnie zmotywowała
To rower też kiedyś pójdzie w użycie. Jestem pewna i trzymam kciuki. 🙂
rower to zuuuło wcielona… ale każde zło trzeba czasem nawracać 😉
raczej omijam szerokim łukiem po przejściach z przed kilku lat z zębami. 🙂
A! Pamiętam Twoją przygodę. 🙂
Ja przestałam jeździć na rowerze, odkąd zamieszkałam na Szczycie, bo u nas wszędzie pod górkę 😉
Pewnie pod górkę też bym nie chciała jeździć. 🙂